Akkarin - 2012-04-18 18:23:06 |
Padał deszcz. Trwała właśnie przeszywająca ciemnością noc, kiedy to poczciwi ludzie zwykli już chodzić spać o tej porze. Na królewskim trakcie było można usłyszeć tylko szum wiatru, ale jednak w oddali jakby się coś poruszało. To były szaty. Czarne szaty, które unosiły się na nocnym wietrze. Należały do samotnego wędrowca - Akkarina. Ów człek, był człekiem dziwnym - cichym i niedarzący nikogo zaufaniem. Uniósł głowę i aż było można poczuć błysk w jego oczach. Patrzał przed siebie, jakby niewidocznym wzrokiem - tak, jak starzec, który opowiada wnukom opowieści z młodości. Wędrowiec ogarnął swoje mokre włosy na bok, by móc lepiej dostrzec drogę. Zbliżał się do karczmy, przyjaciela każdego i nikogo. Było można usłyszeć dobiegające z budynku wrzaski, które mogły przypominać bijące się kobiety o mężczyznę. Drzwi otworzyły się cicho za pomocą magii, a ich skrzypienia nie było można dosłyszeć z powodu awantury. Zaraz po tym, u stóp tajemniczego wędrowcy, który wchodził do karczmy upadł miejscowy wieśniak. Akkarin podniósł głowę i dostrzegł znajomego mężczyznę, który otoczony był watahą wściekłych ludzi..
|
Matpollo - 2012-04-18 18:50:02 |
- Ależ panowie, uważam ze nie ma powodu do aż tak pochopnych oskarżeń! - Juźci, łuczniku chędożony! TYŚ WINIEN! - zakrzyknął człowiek który wyglądał na darzonego największym respektem pośród podburzonych wieśniaków. Momentalnie poparło go kilkanaście gardeł, kilka widocznie już rozgrzanych różnymi ilościami trunków. - Zlituj się człowiecze, czy Ty rozumu nie masz?! Jakim cudem to mogłem być ja?! Nie każdy łucznik z długimi włosami musiał być członkiem świty tego co was napadł! - Tyśto jest! TYŚ WINIEN! - tym razem cały chór zgodnie odparł mężczyźnie w płaszczu który stał pośrodku sali, otoczony rozjuszonymi wieśniakami. Mężczyzna ten odrzucił swoje włosy nagłym ruchem i ściągnął gniewnie twarz, na co jeden z kmieci odskoczył i niefortunnie przewrócił się pod nogi mężczyzny który dopiero co wszedł do karczmy.
|
Akkarin - 2012-04-18 21:07:13 |
Akkarin spojrzał bez emocji na wieśniaka, który zdążył mu obślinić buty. Chłop szybko się poderwał cofając swoje kroki do tyłu, co w efekcie skończyło się jego upadkiem. - Karczmarzu, piwa! - krzyknął przybysz, a oberżysta tylko przytaknął ruchem głowy z otwartymi ustami, szorując jeden z kufli. Tłum na chwilę widocznie przestał się zajmować maltretowaniem łucznika, a zaczął się przyglądać nowemu towarzyszowi. - Czy potrzebują panowie pomocy w rozwiązaniu problemu? Tłum milczał i dostrzec było można tylko uśmiech strzelca. - W takim razie zalecam abyście się rozeszli. A wy mości karczmarzu nalejcie w końcu tego piwa - zakrzyknął do karczmarza, który musiał poczuć się skarcony, gdyż potknął się o własne nogi. - Ale, ale.. - zaczął dumać herszt motłochu. Ale to jest bandyta! - wykrzyknął w końcu, pokazując swoim brudnym palcem na człowieka, który nadal się uśmiechał drwiąco. - Bardzo w to wątpię. A teraz ostatni raz ostrzegam, byście się rozeszli. Po tych słowach, jeden z wieśniaków stojący z boku, rzucił się na maga, który ruchem teatralnym się odwrócił, doprowadzając jednocześnie do upadku swojego przeciwnika. Wtedy nastąpiła jatka. Mężczyzna z łukiem uderzył pięścią najbliżej stojącego chłopa przedzierając się do Akkarina, którzy byli do siebie odwróceni plecami. - Coś ty znowu spieprzył? - zapytał ironicznie mag szykując się do bójki zarazem.
|
Matpollo - 2012-04-21 07:58:31 |
- Opowiem Ci! - zakrzyknął Mat, zaśmiał się krótko po czym jednym celnym sierpem zdjął biegnącego nań kmiecia który osunął się tylko zamroczony pod ścianę. - Biorą mnie za łucznika! - rzucił krótko Mat po czym uchylił się przed ciosem jakiegoś dobrze zbudowanego draba. - Któż by pomyślał... - pokręcił głową Akkarin, na co Mat zaśmiał się tylko krótko i zadał kolejną serię ciosów w nadchodzących przeciwników. W tym samym momencie Akkarin robił swoje dopomagając się magią. - Tego, co był w świcie jakiegoś miejscowego, uh, miejscowego dobroczyńcy! - Mat odpierał kolejnych przeciwników wyrzucając z siebie pojedyncze słowa. - Podatki zbierał, baby gwałcił, jeno tak po cichu, co, co by nikt nie widział! W tym samym czasie kmiecie zdołali się przekonać, że mimo tego iż przeciwników jest tylko dwóch, mogą porządnie zaszkodzić. Zebrali się półkolem zachowując oczywiście należyty dystans. Widocznie zamierzali runąć na dwóch mężczyzn całą kupą. W końcu non Hercules contra plures, ale skądże Ci prości chłopi mogli wiedzieć o takim oto powiedzonku. Co nieliczni poczęli sięgać po podsuwane przez karczmarza patelnie czy inne przedmioty. Zaczęli przestępować z nogi na nogę i przygotowywać się do ataku. Mat widząc przygotowania chłopów uśmiechnął się tylko, pokręcił głową i ciągle uśmiechając się kiwnął głową do Akkarina.
|
Akkarin - 2012-04-21 17:34:49 |
Może i Herkules nie poradzi sobie z wieloma, ale tak zgrana drużyna, zwłaszcza, że wspomagana magią - tak. Grupa chłopów ruszyła w końcu do ofensywy. Akkarin przywołał wokół siebie strumień magicznej energii i skierował ją prosto w szarżującą gromadę chłopów. Było można wyczuć chłodny i nieprzyjemny wiatr, a spora część chłopów upadła na ziemię z ogromnym krzykiem. Mag oczywiście nie chciał wyrządzić jakiś znaczniejszych szkód temu motłochowi i sprowadzał się jedynie do zaklęć, które miały na celu zwyczajnym ogłuszeniu i przestraszenia przeciwnika. Jednakże karczma była dosyć obszernych rozmiarów i źle oświetlona, przez co nie było można zobaczyć wszystkiego dokładnie. Wśród tego zgiełku, mag dosłyszał pewien dźwięk - krzyczącego chłopa, który pojawił się tak jakby znikąd z ostrzem w ręku. Na dodatek, mag musiał odeprzeć chłopów, którzy kierowali się prosto na maga z krótkimi ostrzami, ale jednak wystarczającymi, by zadać śmiertelny cios...
|
Matpollo - 2012-04-21 18:30:05 |
W czasie kiedy Akkarin odpychał wrogów magią, Mat też nie próżnował. Zdążył obrzucić wrogów sporą ilością przedmiotów wśród których pojawiały się nogi od krzeseł, garnki, drewniane kufle, patelnie, czy też inne rzeczy które mogły ogłuszyć czy poturbować i wyłączyć przeciwników z walki. W tym samym czasie jednak kilku kmieci zdążyło przedostać się w pobliże Akkarina. Ten skupiony na odpychaniu wrogów nie zauważył mężczyzny stojącego za nim ze sztyletem uniesionym do ciosu w plecy. Mat kątem oka dostrzegł ruch za Akkarinem, skierował tam wzrok i nie zastanawiając się, jednym płynnym ruchem skierował rękę w stronę podwójnej pochwy przy pasie, chwycił mniejszy sztylet po czym puścił ostrze zaraz po wyciągnięciu. Poskutkowało to tym, że nóż przekoziołkował w powietrzu kilka razy i wbił się w pierś napastnika. Ten w przeciągu chwili padł martwy na podłogę. Takim sposobem zwykła bójka przeistoczyła się w krwawą jatkę. Jednak Mat nie wahał się ani chwili - życie jego przyjaciela było zagrożone. Nieliczni z nieprzyjaciół nie wzięli sobie tej przestrogi do serca. Wręcz przeciwnie - ruszyli by pomścić przyjaciół. Jednak nim przebyli połowę odległości do Akkarina, co najmniej połowa padła naszpikowana strzałami. Mat był doskonałym łucznikiem - nim pierwsza strzała dosięgła celu, z cięciwy była zwalniana już trzecia. Siły chłopów znacząco zmalały. Jednak duet też nie wyszedł ze starcia bez szwanku. Mat nie zdołał się uchylić przed kilkoma ciosami już w pierwszej fazie starcia, gdy używane były tylko pięści. Poobijany, jednak zdolny do walki. Jednak szklanica która rozbiła się o jego nogę zostawiła po sobie dosyć szeroką ranę. Akkarin miał przetrącone żebro - o ile wcześniej tego nie zauważył, teraz ból dał się we znaki. Dalsza walka nie miała sensu.
- Czy ktoś, na brodę Gorloga, może mi powiedzieć, CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?!
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę schodów u których szczytu stał dobrze zbudowany mężczyzna o nordyckich rysach odziany w lekki skórzany pancerz wzmocniony stalowymi płytkami. W prawej ręce trzymał topór którego żeleźcem uderzył wcześniej w stalowe okucie tarczy trzymanej w lewej ręce. Spoglądał rozzłoszczony raz po dwójce, raz po poranionych i obitych chłopach.
|
Akkarin - 2012-04-22 12:16:00 |
Już na pierwszy rzut oka było można zauważyć, że berserker nie przepada za tym, gdy ktoś mu przeszkadza. Swoją tarczę wyrzucił na bok i zabrał kufel piwa miejscowemu, który siedział tuż obok i także przyglądał się bójce. Napój spływał mu po brodzie, po czym również rzucił naczynie, które potoczyło się pod ścianę. Wojownik nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia przyłączył się do bójki, uderzając jednego z chłopów swoją głową. Groźnie wyglądający mężczyzna zaczął wymachiwać swoim toporem, co jednak nie wystarczyło, by wszystkich wystraszyć. Trudno. Jak nie sposobem, to siłą. Widać było, że mężczyzna się nie patyczkuje. Zadał kilka ciętych ran, a krew zaczęła tryskać dookoła. Większość ludzi była przerażona na tyle, by zacząć uciekać daleko od karczmy. Podczas gdy berserker odpędzał wieśniaków, Akkarin nakazał się położyć Matowi na podłodze. Mag czuł przeszywający ból w lewym żebrze, ale na szczęście była to tylko rana powierzchniowa. Z jego przyjacielem było gorzej - miał szeroką szramę wzdłuż prawej nogi, która mogła w dosyć znacznym stopniu uniemożliwić swobodny ruch. Akkarin położył swoje ręce na miejscu okaleczenia i wejrzał do wnętrza ciała. Rana wcale nie była aż tak drastyczna, jak się to z początku wydawało. Nie dostało się do niej żadne zakażenie, ani nie spowodowało to żadnych większych szkód. Wystarczyło tylko szramę przyszyć. Mag otoczył siebie magicznym strumieniem i wchłonął ją prosto w głąb ośrodka bólu. 'Łatanie dziury', to był już troszkę dłuższy proces, lecz nie wymagający jakiś większych zdolności. Gdy było już po wszystkim, Akk otworzył oczy. Dostrzegł nad sobą owego człowieka, który zdecydował się im pomóc. Po chłopach nie było widać większego śladu. Rosły chłop przyglądał się to raz na Mata, a raz na Akkarina, po czym przemówił swym donośnym głosem: - Dziwne są te wszystkie zaklęcia. Takie.. nieetyczne Widocznie nie przelewał w swoich słowach. - Dziwne? - parsknął mag z irytacją - Dziwne to jest to, że twoja własna żona woli kobiety. Na twarzy łucznika było można ujrzeć pojawiający się uśmiech, pokonujący ból. Dopiero wtedy dostrzegł, że w miejscu gdzie się znajdowała jego rana, teraz nie ma najmniejszego śladu po niej. Jednak nie był zdziwiony. W końcu to nie był pierwszy raz. W jego głowie przemknęła tęcza dawnych wspomnień z dawnych historii.. ale nie, to jest całkiem inna opowieść. Berserker pomógł pomóc wstać towarzyszowi z podłogi. Był trochę zmieszany, nie spodziewał się, że łucznik będzie wstanie samodzielne wstać, albo chociażby z taką.. lekkością. Wtedy właśnie mężczyzna mężczyzna przemówił swoim grubym głosem. - Beowulf. Dla przyjaciół Beo - po tych słowach wyciągnął swoją szorstką rękę.
|
Beowulf - 2012-04-22 18:26:05 |
Mag zacisnął rękę Beowulfa, jego dłoń była o wiele mniej zniszczona, gładsza. - Akkarin, dla przyjaciół Akk. - Natomiast ja jestem Matpollo, ale możesz mówić do mnie Mat - odparł przyjaciel maga, po czym uścisnął dłoń wojownikowi. - Widzę, że była tu spora rozróba - berserker rozejrzał się po karczmie i gromko się zaśmiał
|
Akkarin - 2012-04-22 21:40:45 |
- Nie ma co dalej siedzieć na dupie, a w przypadku niektórych, na niej leżeć - rzucił mag, kierując się szybszym krokiem w kierunku wyjścia - dziękujemy za gościnność - dopowiedział jeszcze do karczmarza, który widocznie zapomniał o zamówieniu złożonym przez maga. Na zewnątrz nadal padało, a w oddali było można dosłyszeć zbliżającą się burzę. Akkarin poczuł pewnego swego rodzaju ulgę, gdy poczuł napływ świeżego powietrza. Nie przepadał za zbyt zatłoczonymi miejscami. Wręcz ich nawet nie znosił, kurwa mać. - Przydałyby się jakieś konie i dobre miejsce na schronienie. Po tutejszym widowisku, lepiej się nie pokazywać przez najbliższy czas. Rozumiesz, jestem bardzo sentymentalny - dodał z uśmiechem do Mata. - Masz na celu coś konkretnego? - zapytał z błyskiem oka łucznik swego przyjaciela. - Możliwe - odpowiedział mu lakonicznie Akk - Jeżeli będzie można odrąbać parę łbów, to się przyłączam do wyprawy, jakakolwiek by ona nie była - stwierdził berserker, który postanowił się dołączyć się do rozmowy. - A czemuż to miałbyś nam towarzyszyć? - spytał dość posępnie Akkarin - Bo wiem, gdzie można znaleźć konie - odrzekł donośnie wojownik - Doprawdy? A gdzie? - dopytywał coraz szybciej - W stajni - odrzekł Beo - O kurwa, no patrz, nie wpadłem na to - mruknął z irytacją czarodziej - A stajnia gdzie? - Za karczmą - było można dosłyszeć w odpowiedzi - Doskonale. No może jeszcze trochę zmoknijmy na tym deszczu, zanim wyruszymy, co wy na to? - Ni cholery - stwierdził Mat - wy możecie w każdym razie sobie pogawędzić - odparł, po czym ruszył do stajni - Beze mnie ominie cię przygoda! - krzyknął Akk jeszcze za nim. - Mhm, wiem - mruknął łucznik, jakby się zastanawiając czy to dobrze, czy też nie - ruszamy, stary. - rzucił jakby zapominając o nowym kompanie.
Już niedługo cała trójka siedziała na koniach wyruszając na trakt w poszukiwaniu przygody, kłopotów, kobiet, cholernych skurwysynów i tak.. i jeszcze kobiet. Przede wszystkim.
|
Matpollo - 2012-04-23 15:32:32 |
- Nie zsiadajcie, udawajcie zdziwienie. - Mat mruknął cicho do obu towarzyszy nie ruszając przy tym prawie wcale ustami. Te nieliczne poruszenia zamaskował źdźbłem trawy które trzymał w ustach od dłuższego czasu. Beztrosko przesuwał je od jednego do drugiego kącika ust sprawiając wrażenie obojętnego na wcześniejsze wydarzenia i, nie ukrywajmy - spore problemy. Rozejrzał się i uniósł rękę po czym zeskoczył z konia. Przedstawienie musiało trwać, więc Nord oraz mag odjechali jeszcze kawałek po czym zawrócili i spojrzeli na Mata udając zdziwienie. Ten pochylił się ku siodłu i zaczął majstrować przy popręgach siodła swojego wierzchowca. W pewnym momencie popchnął niezauważalnie zad zwierzęcia tak, aby obrócił się w tę stronę traktu, z której przybyli. Zlustrował szybko ale uważnie trakt i pobocza, las obok i odsunął się od konia. Wskoczył nań i uniósł przepraszająco rękę do towarzyszy którzy pokiwali tylko głowami. Wszyscy spięli konie i ruszyli znów przed siebie. - Spokojnie - żaden profesjonalny zabójca. Nowicjusz, nie potrafi się skradać, trzyma zły dystans. Prawdopodobnie ktoś wysłany przez zarządcę wsi. Po prostu go olać, jest burza więc i tak mało co usłyszy. - Mat uśmiechnął się i zaczął mówić bez żadnych oporów, jak gdyby nigdy nic. - Cóż - proponuję się zatrzymać. Wieśniacy nie będą wszczynać pościgu podczas burzy, w dodatku we wsi został tylko jeden koń, nędzna szkapa. Któż by, kurwa, pomyślał, no, stajnia... - Mat pokręcił głową i uśmiechnął się. - Za mną, panowie, za mną, mam takie o tam miejsce. Po tych słowach Mat skręcił w wąską ścieżkę po lewej stronie. Wszyscy poczęli jechać gęsiego za łucznikiem. Po krótkim czasie dojechali do skał. Prowadzący czym prędzej wjechał pod skalną półkę. Tam czekała już skrzynia, jedno posłanie oraz namiot. Palenisko z przygotowanym paliwem tylko czekało. - Miałem małą misję, o której opowiem wam jak pozbędziemy się tego kogoś. Burza minie, pakujemy moje graty i ruszamy dalej. Pasuje, panowie? Mat zeskoczył z konia na ziemię i poluzował popręgi po czym przywiązał konia do przygotowanego specjalnie w tym celu stalowego pręta wbitego mocno w skałę. Wkrótce w ślad za nim postąpili tak samo pozostali jeźdźcy. Obok miejsca gdzie miały zostać konie była trawa, toteż Mat nie wyciągnął ze skrzyni worka z owsem, a jedynie dał każdemu z wierzchowców po dwa jabłka. - No, Akkarin. Jak zauważyłeś, moja sakwa została w karczmie. Posłuż się tymi swoimi sztuczkami i ogrzej nas trochę! Mat uśmiechnął się i kiwnął głową w stronę paleniska.
|
Akkarin - 2012-04-24 16:35:18 |
Mag bez większych emocji wypuścił strumień ognia w kierunku ognia. Palenisko buchnęło ciepłem, które było znacznie przyjemniejsze od panującego na zewnątrz ziąbu. Towarzysze zaczęli siadać koło ogniska, ale Akkarin nadal stał w przejściu. - Rozejrzę się po okolicy i przy odrobinie szczęścia przyprowadzę dzieciaka - mruknął, ledwie otwierając usta. - Nie usiądziesz z nami? - spytał Mat - póki co jest zimno - dodał. - To akurat nie jest problem - stwierdził mag, a jego usta pokazały niewielki uśmiech. Akk otoczył bowiem siebie magiczną barierą a jej wnętrze wypełnił ciepłem, nie mniej gorszego od tego pochodzącego z ogniska. Mat zamrugał z zdziwienia. - Nie mogłeś tego zrobić wcześniej, kurwa? - wykrzyknął - mogłeś nam oszczędzić tego cholernego deszczu. - Oczywiście, że mogłem, zapomniałeś już, że znam kilka sztuczek? - odpowiedział Akkarin z błyskiem w oczach - jednakże nie należy podlegać, aż tak bardzo na tym luksusie. Rozumiesz, trochę codzienności, dobrze wpływa na ciało. - Trochę codzienności, wpływa źle na cięciwę łuku - mruknął łucznik, który widocznie poczuł się trochę zażenowany. - Ma cię przytulić i okryć moim płaszczem, kochanie? - droczył się nadal ze swoim przyjacielem. - Gdybyś był kobietą i do tego nagą, to tak. - No cóż, nikt nie jest idealny. - po tych słowach Akkarin oddalił się, by zwiedzić okoliczny las.
|
Matpollo - 2012-04-24 18:48:58 |
Mat odprowadził Akkarina wzrokiem i otrząsnął się. Pewnym ruchem zdjął łuk z ramienia i zdjął z niego cięciwę którą owinął luźno wokół broni. Sprawdził czy nie jest przetarta - wszystko było w porządku, więc schował broń do zapinanego skórzanego sajdaka. Uśmiechnął się do Norda po czym wszedł do namiotu, skąd po chwili wrócił dzierżąc w rękach małą skrzynkę i naręcze strzał z wydłużonymi grotami. Postawił wszystko na ziemi po czym rozsiadł się przy palenisku i zdjął kołczan z pleców. Wyjął wszystkie strzały i zaczął im się bacznie przyglądać. W niektórych poprawiał brzechwę, w niektórych grot. W końcu dołożył do kołczanu kilka strzał z tych przyniesionych wcześniej i odstawił go na bok. Gdy już uporał się ze strzałami, począł sprawdzać stan noży. Mimo iż była to najwyższej jakości stal, należało o nią dbać. Każdy szanujący siebie oraz swoją broń szermierz powinien codziennie ostrzyć i pielęgnować żeleźce. Mat zabrał wcześniej swój nóż z ciała kmiecia który chciał zabić Akkarina. To nie byle jaki sztylet. Może i nie jest najpokaźniejszych rozmiarów, ale Mat nie patrzył na wygląd podczas doboru broni. Jest znakomicie wyważony i świetnie leży w ręce. Łucznik naostrzył też drugi nóż - ciężką saksę (trzeba dodać, że też znakomicie wyważoną), na którą Beowulf patrzył z uśmiechem. To broń wywodząca się od nordyckich piratów - znakomicie nadawała się do walki w murze tarcz, kiedy dwuręczne topory czy długie miecze stawały się po prostu nieporęczne. Saksa o ciężkim ostrzu idealnie pasowała do zadawania ciosów z góry. Mat przystosował ją sobie niejako do swojej profesji, wyważając doskonale nóż, jednak wygląd zewnętrzny pozostał taki sam. Mat odłożył broń i chwycił w dłoń butelczynę miodu wyjętą już wcześniej z namiotu. Raz po raz podawał ją Beowulfowi który chętnie pociągał duże łyki. Mat postanowił w ten sposób sprawić żeby Nord był bardziej skory do rozmowy, co udało się, bo wywiązała się pogawędka. - W zasadzie, to czemu w ogóle z nami pojechałeś? - Spójrz na to tak - nie ukrywajmy, zabiłem kilku wieśniaków. Jakoś się z wami połączyłem, nie? Stanąłem po waszej stronie i inne takie pieprzenie. Coś mi się należy. - Beowulf wyrzekł te słowa uśmiechając się i kiwając przy ognisku. - Wiesz co? Porządny kawał maszkary z Ciebie. - Mat spojrzał poważnie na Norda, testując go. - Wzajemnie, kurduplu. - Beowulf wyszczerzył się w odpowiedzi i klepnął łucznika potężnym łapskiem w ramię, na co ten zakrztusił się miodem. - Jednak nie jesteś bezmózgą kupą mięśni, jak na pierwszy rzut oka można stwierdzić, no gratuluję! - Mat zaakcentował część wypowiedzi traktującą o sile berserkera. - A na tą stajnię to bym serio nie wpadł - łucznik roześmiał się szczerze i lekko, zupełnie nieadekwatnie do tego co zrobił przed chwilą wojownik, klepnął go po plecach.
|
Akkarin - 2012-04-24 21:23:11 |
Akkarin przechadzał się w okolicznym lesie. Z każdą minutą deszcz chylił się ku końcowi, zarówno jak i noc. Wyruszyli bowiem przy pierwszej nadającej się okazji, nie czekając na rozwój wypadków. Mag i tak ostatnimi czasy cierpiał na bezsenność - poza tym, zmęczenie zawsze było można uleczyć magią, choć nie było to wskazane w zbyt dużej ilości. Nagle, Akk dostrzegł jakiś ruch kątem oka. Zamrugał powiekami. Czarodziej stworzył barierę ochronną i uniósł ją przed siebie. Dobrze uczynił, gdyż po jakiejś chwili o tą samą barierę rozbiła się strzała. Była ona praktycznie przezroczysta, więc trudno było można ją ujrzeć, a już zwłaszcza z daleka. Akkarin zaczął szukać wieśniaka, który jak się okazało, był na tyle głupi, by się schować trafniej. Był 'schowany' w krzakach, choć część twarzy było można zobaczyć bez szwanku. Ubrany był w dodatku w szary kaftan, co już kompletnie się nie komponowało z otoczeniem. Ponadto, w rękach dzierżył mały łuk. Akk niedbale machnął ręką, a krzaki buchnęły ogniem. Szczeniak widocznie się przestraszył, myślał sobie. Kiedy chłopak zorientował się, co się dzieje, zaczął uciekać na swoich nogach bez większego namysłu. Akkarin jeszcze raz machnął ręką co w efekcie skończyło się upadkiem uciekiniera. Mag podszedł do niego wolnym krokiem i utkwił w nim swój wzrok. Jest cholernie przerażony, myślał nadal. Akk chwycił go za kaftan i zaczął ciągnąć po ziemi. Wieśniak był i tak na tyle wystraszony, że nie był w stanie wykrztusić żadnego słowa. Na jego szczęście, teren przypominał równinę, choć - jak to bywa już w lesie - gdzieniegdzie leżały gałęzie i inne cholerstwa. Przez całą drogę nie padło ani jedno słowo, a w oddali było już widać palące się ognisko.
|
Matpollo - 2012-04-25 10:19:27 |
W tym samym czasie dwójka przy ognisku gawędziła jeszcze jakiś czas, a Mat podjął w końcu temat warty i zaoferował się do jej pełnienia. - Ta jest, bardzo mi to na rękę! Uważaj tylko na małe włochate kobiety - wojownik zarechotał i udał się do namiotu gdzie czekało już posłanie. Łucznik uśmiechnął się szeroko na słowa berserkera i rozejrzał. Mat zauważył dosyć wcześnie Akkarina ciągnącego jakiegoś mężczyznę za sobą. Spokojnie powstał i uniósł rękę do maga, po czym zawołał Beowulfa. Z namiotu dobiegło głośne prychnięcie, jednak po chwili wojownik zjawił się dzierżąc topór w ręce. Widząc Akkarina podchodzącego do już do ogniska. Wieśniak popchnięty przez niego pod skalną ścianę upadł i skulił się zasłaniając przed ciosami, które jednak nie nadeszły. Mat podszedł do chłopaka i spojrzał nań. - Słuchaj no chłopcze. Możemy po dobroci, albo... Cholera, ktoś widział moją gilotynę do palców?! - pytany słysząc ostatnie zdanie skulił się jeszcze mocniej i zaszlochał. - N-nie! Ja będę mówił, panie! - Nadzwyczaj nie lubię gdy ktoś próbuje wkupić się w moje łaski za pomocą uszlachetniania mnie. Ktoś kiedyś do cholery widział, jak płacę podatki czy liżę stopy królowi? Dlaczego nas ścigasz? - A-ale puścicie z życiem, pa - tutaj chłopak ugryzł się w język i spojrzał żałośnie na łucznika. - Odpowiadaj. - Zarządca kazał was ścigać i zabić, bboście są, znaczy się, no... Brali was za, no, za tego co to nam pieniądze zabierał... I kazali jechać za wami, zastrzelić... - A Ty się posłuchałeś, tak? - Mówili że zabiją panią matkę, mnie, chałupę spalą, miej że litość, błagam! - Uspokój się, chłopcze. - Mat spojrzał na Akkarina, który kiwnął tylko głową. Młody był wiarygodny, mag miał swoje sposoby żeby to sprawdzić. Łucznik przeniósł spojrzenie na Norda. Ten zaś uniósł rękę w przyzwalającym geście. Strzelec podjął decyzję. Podniósł z kamienia obok ogniska kilka sucharów i podał je chłopcu. - Ruszaj do wioski. Powiedz że nie chcemy być banitami i przywieziemy tego dobroczyńcę, albo jego głowę. Ciebie mają oszczędzić. Spróbuj tylko nas oszukać a pożałujesz. - Dziękuję! - chłopak padł na kolana przed Matem. Ten z zażenowaniem spojrzał na niego i odepchnął nogą. - Powiedziałem ruszaj chłopcze.
Deszcz już dawno ustał, a przez poszycie drzew można było zobaczyć pierwsze promienie porannego słońca. Trzej wędrowcy odpoczęli jeszcze jakiś czas, po czym zwinęli obozowisko. Pokrycie namiotu składało się z trzech części impregnowanego płótna żeglarskiego, toteż każdy mógł wieźć po jednej płachcie. Nie minęło półtorej godziny od świtu a trójka wjeżdżała na trakt. Nagle Akkarin uniósł głowę i głośno powiedział: - Mam pytanie. Jak my znajdziemy kurwiego syna? - Nie mam pojęcia, bracie. Poza tym, znowu wkopałem nas w kurewskie kłopoty. - Mat wyjął z sakwy przy boku drewnianą fajkę, do której kamiennej główki nałożył wcześniej gorącego popiołu. Nasypał do niej trochę tytoniu, później skruszonych liści mięty i zaciągnął się głęboko, po czym uśmiechnął się. - Może Beowulf wie, skoro z taką łatwością znalazł konie?
|
Akkarin - 2012-04-25 21:44:10 |
Karczma. Przyjaciel każdego i nikogo. - Wiesz co myślę - odezwał się po chwili Akkarin do Mata, zagłuszając kłus koni. - Jasne. Mamy znaleźć szanownego pana dobroczyńce. - Zastanów się. - Co ty chcesz.. - zaczął łucznik po czym ugryzł się w język - popieprzyło cię, Misiek. Dopiero co stamtąd spieprzyliśmy! - No widzisz. Choć zawsze się śmiejesz, kiedy twierdzę, że życie jest monotonne. - Więc.. mamy tam znowu wbić, tylko tym razem się odpowiednio przygotowując, tak? - szepnął w zamyśleniu strzelec. - A co, masz lepszy pomysł? Tamtejszy motłoch, to prości ludzi z niespokojną duszą, zwłaszcza po tym mordzie. Zabijemy kilku, jeśli będzie trzeba, a z karczmarzem pogadamy. W końcu to im się zawsze ludzie użalają, jak rodzonej matce. Potem wyciągniemy nasze ręce jak Śmierć i pozbędziemy się, twojego niechcianego przyjaciela. Mata przeszedł zimny dreszcz. - Cholera, przestań tak gadać. Ustrzelimy z łuku w tą jego dupę i tyle, tak? - Albo wbijemy topór - dodał ponuro Beo, który widocznie chciał dopowiedzieć swoje trzy grosze, jednocześnie drapiąc się za swoją szorstką brodę. - Nieważne. Po prostu chcę mieć to z głowy. - Nie jestem tego taki pewien - mruknął mag, by tylko jego przyjaciel mógł to usłyszeć, po czym popędził konia do galopu. O co mu kurwa znowu chodzi, pomyślał Mat. Chędożony Misiek. Próbuje mnie utrzymać w jakiejś niewiedzy, czy co? Pozostali towarzysze również popędzili konie i ruszyli za czarnymi płaszczami, falujące na rannym wietrze.
|
Matpollo - 2012-04-26 17:11:13 |
- Akkarin! STÓJ DO CHOLERY! - Co jest, misiek, rozmyśliłeś się? - Akkarin zatrzymał się i spojrzał na Mata uśmiechając się. - Beowulf znalazł konie. - Wspomnienie pamiętnego tekstu wywołało na twarzy łucznika uśmiech. - No i co? - To, że znalazł je w stajni. - Trafnie, Mat, trafnie. - Akkarin pokiwał głową z uznaniem po czym zawrócił konia. Karczma znajdowała się pół mili od nich, więc Mat pokierował wszystkich w stronę miejsca w którym trakt zaczynał wchodzić w las. Skręcili w las i po krótkiej chwili odnaleźli małą polankę porośniętą trawą. Beowulf nachylał się właśnie do siodła by poluzować popręgi konia, jednak Mato odwiódł go od tego pomysłu. - Weź pod uwagę to, że być może będziemy zmuszeni pokojowo oddalić się od tego miejsca. Jak najdalej stąd. Bardzo pokojowo, Beo. Naprwadę. - Znowu trafnie, Mat. - rzucił w odpowiedzi Beo, na co Akkarin uśmiechnął się i spojrzał na karczmę. - To co, panowie, ruszamy czy znowu stoimy cały dzień?
|
Beowulf - 2012-04-30 16:26:13 |
-Beo, tylko pamiętaj, nie zaczynaj żadnej burdy, idziemy tam, że tak to ujmę, w celach pokojowych - Akkarin uśmiechnął się i spojrzał w stronę kompana. -A czemu sądzisz, że będę zachowywał się agresywnie ? - Odpowiedział wojownik bo czym zaśmiał się tak głośno, że zapewne usłyszeli go wszyscy mieszkańcy małej wioski. - Już bądź spokojny, nic złego nie zrobię - jednak w głowie berserkera tliła się inna myśl "Znów idziemy do karczmy, czy będzie lepsza pora na małą rozróbę ?". Trójka kompanów weszła do karczmy. Karczmarz widząc ich oniemiał ze strachu i z wściekłości, jednak po chwili wrócił do siebie i skinął głową w stronę paru typów siedzących z tyłu karczmy. Mieli tłuste, rozczochrane włosy, stare, brązowe skórzane kurki i poniszczone spodnie. Twarze mieli szkaradne, ozdobione niemałymi bliznami. Zobaczywszy wzrok karczmarza spojrzeli między siebie, ale pozostali na miejscach. Większość ludzi znajdujących się w karczmie natychmiast wyszła, a inni zmienili miejsca byle dalej od przybyszy. Mat, Beo i Akkarin podeszli do karczmarza. -Zanim coś powiemy nalej, że tu piwa, przydaj się na coś - wycedził berserker, a karczmarz natychmiast sięgnął po kufel. -Spokojnie Beo, nie nerwowo. Drogi człowieku - zawołał Akk do karczmarza - nie przejmuj się piwem, chcemy jedynie zadać parę pytań. -Wypierdalać, a nie gadać, chędożeni chuligani ! -Kto to do kurwy powiedział ?! - Beowulf całkowicie zapomniał o karczmarzu, rzucił krzesłem o podłogę i spojrzał w stronę przebywających tu osób. -Zamknij się Beo, pogarszasz sytuacje - wyszeptał Mat po czym znów odwrócił się do karczmarza. Jakiś wieśniak rzucił w jego stronę kuflem piwa, które zapewne miało trafić w wojownika, po czym wybiegł z karczmy. Łucznik jakby nie zwrócił na to uwagi i zachował powagę.
|
Akkarin - 2012-05-01 09:49:43 |
Potem, sytuacja znów zatoczyła koło. Karczmarz po raz kolejny skinął głową w kierunku grupy ludzi, którzy wzorcem mieli przypominać najemników. Akkarin wychwycił kolejny ruch oberżysty, który tym razem próbował sięgnąć za broń ukrytą pod ladą. Mag był szybszy. Uderzył jego w twarz, która była pokryta tłuszczem i spojrzał na niego. Był przerażony, swoje krótkie czarne włosy miał zarzucone na bok, a jego oczy przypominające błękitne morze, zrównały się z ziemią. Beowulf, szybko odłożył kufel piwa, który wcześniej odpowiednio otrzymał. Widząc zrywających się wcześniej dostrzeżonych przez niego ludzi, sięgnął po topór. Mat z kolei, swoim szybkim instynktem wyciągnął łuk i zdążył naliczyć, że przeciwników jest przynajmniej siedmiu. Natomiast mag, zdążył powalić już jednego przeciwnika na ziemię za pomocą strumienia magii. Poturbował się on trochę w powietrzu, po czym upadł przy ścianie. Beo objął za zadanie by zająć dwóch ludzi na raz swoim toporem. Jeden z nich posiadał prostą, drewnianą tarczę, która miała wyrzeźbiony z wierzchu wulgarny napis. Napastnicy byli uzbrojeni w krótkie miecze; jeden z nich miał oburęczny topór. Właśnie nim się zajął Mat. Wypuścił szybko falę strzał, która powaliła mężczyznę w niekończoną Próżnię. Berserker zamachnął się toporem, co spotkało się blokiem ostrza. W powietrzu latały iskry, na co Beo odpowiedział kolejnym atakiem. Tym razem cios był silniejszy i topór berserkera wyrzeźbił pokaźną ranę wzdłuż ciała napastnika. Drugi z nich, wycofywał się zasłaniając się jednocześnie tarczą, lecz to nie stanowiło żadnego problemu. W ułamku sekundy było można ujrzeć podniesiony topór, spadający z równą prędkością. Drewniana tarcza nie wytrzymała tego spotkania i została przecięta na wpół, ciągnąc tym samym swojego właściciela ku ziemi. Wtedy Beowulf bez namysłu, runął swą bronią, by zadać ostateczny cios. W tym samym momencie, Akk musiał się zająć walką wręcz. Odpierał ataki niesamowitą szybkością swoją szablą, po czym zadał niehonorowego kopniaka poniżej pasa. Wykorzystał sytuacje i obiegł przeciwnika zanurzając swoją broń w jego krwi. Jeden z nich chciał pomścić towarzysza, ale Mat nie pozwolił na to. Poczekał aż szarżujący mężczyzna się zbliży po czym wypuścił strzałę prosto w głowę. Efekt był spektakularny, gdyż napastnik poleciał do przodu, po czym przekręcił się w powietrzu robiąc obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Pozostali dwaj najemnicy, postanowili wycofać się, kiedy zauważyli, że nie mają żadnych szans. A już zwłaszcza postanowili zrealizować ten plan, kiedy uśmiechnął się do nich krzywo berserker. Dobiegli do drzwi, które - niestety - odmówiły posłuszeństwa. Chwilę potem i tak się otworzyły - wypuszczając falę ognia i ostatnich z przeciwników. Akkarin zakrył swoje usta ziewając. Podłoga była zalana krwią, wpuszczając ją równocześnie pomiędzy szczeliny w podłodze. - Beo, trzeba zabarykadować wejście do speluny, by nikt nam nie przeszkadzał - zwłaszcza, iż drzwi przed chwilą wyleciały w powietrze. Zajmij się tym - rozkazał mag, po czym zwrócił się do przyjaciela - sprawdź, czy ci dwaj żyją i zwiąż ich najlepiej. Jakieś asortyment chyba posiadasz, prawda? - mruknął czarodziej, ziewając po raz kolejny.
Spoiler: "Mat" piszemy przez jedno 't' ; D
|
Matpollo - 2012-05-01 18:36:19 |
Mat schował łuk do kołczanu i pokręcił głową. - Ostrzegaliśmy. A może nie..? - wzruszył ramionami, po czym chwycił dwa stołki i postawił przed szynkwasem. Prześmiewczym gestem wskazał Akkarinowi siedzisko, zapraszając by usiadł. Mag uniósł tylko brwi i pokręcił głową z zażenowaniem. Łucznik jednak nie przejął się tym zbytnio i dalej kontynuował swoje przedstawienie, na które karczmarz leżący na podłodze patrzył z niejakim zmieszaniem i niepewnością. Akkarin prychnął i usiadł na stołku, co po chwili zrobił też Mat. Szynkarz tymczasem wstał niepewnie, patrząc ciągle na łuk wystający zza pleców Mata. - Słuchajcie no, karczmarzu. Co z tym waszym młodym, którego tu odesłaliśmy? - łucznik spojrzał poważnie na oberżystę. - Ano, ee... Jakiego, tego, wina czy piwa? - szynkarz widocznie starał się wykręcić i zmienić temat, rozglądając się nerwowo na boki. - Zapominasz o tym że potężny Nord stoi właśnie w drzwiach. Co z nim? - Ano, jego tego, no, chłop co go przygarnął, oj, zdenerwował się, oj srogo się zdenerwował. - Karczmarz kręcił głową i mruczał coś pod nosem. - Mów konkretnie! - Mag zabrał głos i uciął zaczynającą się gadkę oberżysty. - Gospodarz z domu go nie wypuszcza. Pani matce też się oberwało, jak próbowała mu przynieść no, jedzenie. O chlebie i wodzie go tam trzymają. Naczy, gospodarz trzyma, bo jak mówiłem, no, pani matka miłościwa i ulitować się chciała. - Wystarczy. Nim zajmiemy się później. - Mag powiedział to dosyć bezwzględnie i sucho, więc szynkarz wystraszył się niejako. - Mów o tym co was napadał. - No, ten, ostatnio ze miesiąc temu tu był, jego świta dwie dziewki zgwałciła, no, ten. Zwykle pojawia, naczy no, pojawiali się z lasu, od strony z której przybywaliście. Trakt w lesie prowadzi daleko i wiele rozgałęzień ma, las gęsty, to i kryjówek sporo. I no, tego, no, łucznika miał w świcie... Diablo celny i szybki, ale z, no, miłościwym panem tutaj się nie może równać! - Karczmarz zorientował się już widocznie że powinien mówić konkretnie, nie odchodząc zbytnio od tematu. - Nie jestem żaden pan. - Mat splunął na ziemię, po czym wyjął z kabzy dukata najbardziej obgryzionego jak tylko mógł być. Spojrzał na karczmarza, a później pytający wzrok przeniósł na Akkarina.
|
Akkarin - 2012-05-01 22:21:14 |
- A po co w ogóle płacić? - żachnął się Beo, wyciągając nóż. - Ależ ty okrutny - stwierdził mag z nutą ironii - w twoim kodeksie, za byle gówno grozi śmierć? Jakbym miał tak uczynić z Matem, za każde "Miśki" kierowane w moją stronę, to bym sam umarł nienażarty, nie na żarty - skwitował. - Jak tam chcesz - odburknął niezadowolony berserker, chowając broń. - Poza tym - zaczął Akk, mówiąc cichym głosem - po co chcesz go zabijać? Musimy znaleźć dobroczyńcę, prawda Mat? Porozmawiaj w takim razie z tym szynkarzem. Na pewno jest zorientowany. - Racja. Trzeba oczyścić dobre imię. - ...by je splamić krwią kolejnych niewinnych - dodał Akkarin. - Cóż za poezja! - wykrzyknął Mat, widząc jednocześnie zwiewającego maga. Sypiasz ty czasem? - dodał po chwili, speszony ripostą przyjaciela. Wzruszył ramionami. Trochę minęło od ostatniego razu, pomyślał. Łucznik usiadł ponowie przed karczmarzem, a mag się oddalił. Wyciągnął swoją fajkę, o której prawie zapomniał. - Jeszcze..? - zaczął Beo, choć pytanie było zupełnie nie na miejscu, a odpowiedź nigdzie się nie kryła. Mag ominął berserkera i już po chwili mógł się nacieszyć swoją fajką, puszczając pojedyncze kółeczka w powietrze. Wyszedł na zewnątrz i ominął leżące obok zwęglone zwłoki dwóch zbirów. Przeszedł się kawałek po dziedzińcu i rozejrzał się. Wcześniej nie miał ku temu okazji. W centralnej części, stała dość stara, drewniana karczma, a po bokach mieściły się pojedyncze chaty. Wieś otaczała aura grobowej ciszy, a na ulicach nie było nikogo. Wszyscy musieli widocznie momentalnie się schować. Akk znów przeniósł swój wzrok na spelunie. Nie wyróżniało jej właściwie nic niezwykłego. Była ona średnich wymiarów, cała zbudowana z drewna. Na pierwszy rzut oka było można zobaczyć, że farba schodzi ze ścian i przydał by się im remont. Słomiany dach, dwie kolumny po bokach, a w miejscu, gdzie powinny być drzwi, znajdował się berserker. Słowem - nic godnego uwagi.
Po chwili wyszedł Mat, popychając przed siebie ogłoszonego wcześniej jednego z najemników. Miał związane ręce, długie, blond włosy opadające na oczy. Uszy miał lekko na wpół szpiczaste jak u elfa, a oczy koloru jakby kwarcu. - No, szybciej - wykrzykiwał Mat, wymachując jednocześnie we wszystkie strony rękoma. Za nim szedł Beo, z zarzuconym na plecach toporem, poplamionym nadal od krwi. - I jak? - zagadał mag, puszczając kolejną serie obłoków dymu. - Srak. Ten chłopak - rzekł Mat pokazując swoim palcem na więźnia - jest jednym z wynajętych zbirów przez pana dobroczyńcę. Ten tu, należy do siatki wywiadowczej. Nasz gospodarz, posiada ponoć objętą tym obszarem własny kartel. - Czyli będzie wesoło - zagwizdał radośnie Beowulf, spoglądając na niebo. - Ano będzie. Resztę opowiem wam po drodze, tylko.. zaschło mi w gardle. Chodźmy po konie i zatrzymajmy się na chwilę. - Zbrzydła ci już ta karczma? Piwa tutaj chyba pod dostatkiem - stwierdził Akkarin. - Ano chyba zbrzydła. Za dużo trupów dookoła. - A to niedobrze? - zagadał berserker. - Och, mój ty optymisto. Tak, to kurwa niedobrze. Chodźmy, zbiera się znowu na ulewę - dopowiedział Mat.
|
Beowulf - 2012-05-03 09:48:38 |
Słonce ukryło się już za horyzontem. Rozpętała się burza i ulewa. Na ubłoconej scieżce znajdowali się jedynie trzej towarzysze i ich więzień. - Nie wiem jak wy, ale ja wracam do karczmy. Wolę spać obok zastygniętej krwi i martwych ciał niż na błocie. - Beowulf wszedł do karczmy. Na podłodze walały się krzesła i stoły. Niektóre były zniszczone, a niektóre zdatne do użytku. Wojownik podszedł do lady mijając zmasakrowane ciało. Wyjął sobie kufel i nalał z dębowej beczki piwa. Nie zdążył zrobić jednego łyku kiedy do budynku weszli Mat i Akk wraz z więźniem, którego mag potraktował porządnym kopniakiem. - Widzę, że jednak mnie posłuchaliście. - Nie Beo, po prostu obawialiśmy się, że zostawiając cię samego zrobisz coś głupiego. - Mag zaśmiał się po czym podniósł jakieś krzesło i na nim usiadł. Mat popatrzył na więźnia - siedź spokojnie, a może ci nic nie zrobimy. W przeciwnym wypadku nie wyjdziesz z tego budynku, że tak to ujmę, kompletny. - Łucznik zaśmiał się jednak po chwili odwrócił wzrok i z obrzydzeniem spojrzał na rozcięty brzuch i leżące bebechy jednego z trupów. - Jest całkiem nieźle, co nie ? - wojownik z uśmiechem na ustach zwrócił się do łucznika. - Beo, sprawdź lepiej jak wyglądają te kwatery. - Berserker odrzucił kufel z piwem i udał się na górę. Korytarz na piętrze był wąski i nie długi. Dach przeciekał, a w powietrzu unosiła się woń zgrzybiałego drewna. Były tu cztery pokoje, każde zamknięte drzwiami. - A po chuj to tu stoi - Beo kopnął w drzwi. Uderzenie zamortyzowała mokra podłoga, więc nie było głośne. W środku nie było za pięknie. Parę krzywo złączonych desek przykrytych słomą - oto było ich "łóżko". Obok znajdował się mały stolik i krzesło. Wojownik wyszedł z kwatery i zszedł na dół. - Nie jest jakoś genialnie, ale na pewno lepiej niż w lesie. Będzie tylko trzeba pozbyć drzwi bo są przed każdym pokojem. - Zdaje się, że jednymi sam się zająłeś ? - Odpowiedział z uśmiechem Mat. - Jakże by inaczej. Możemy iść na górę, tylko co zrobimy z naszym koleżką ? - Beo, weź liny od Mata i zwiąż go, ale na piętrze. - Wojownik tak też zrobił. Mając już liny podszedł do najemnika i przyłożył mu z pięści. Krew zabryzgała już i tak brudną podłogę. - Beo do cholery, spokojnie ! - Berserker nie zwracając uwagi na te słowa podniósł więźnia i zaprowadził go na piętro. Weszli do jednej z kwater. Jak w każdej było tu tylko jedno łóżko. Przysunął do siebie jedno z krzeseł i posadził na nim na wpół przytomnego najemnika. Najpierw przywiązał do krzesła jego nogi, nie zapominając by lina przebiła naskórek. Tak samo uczynił z jego nadgarstkami. Dla bezpieczeństwa opasał sznurem także jego chudy brzuch. - Będziesz tu sobie tak siedział - Beo chwycił więźnia za podbródek i podniósł mu głowę. Oczy młodzieńca nie mogły skupić się na jednym punkcie. Pod lewym okiem miał sińca wielkości mandarynki. - Miłych snów kurwi synu.
|
Akkarin - 2012-05-03 22:27:10 |
Towarzysze weszli na wyższe piętro. Najwidoczniej Beowulf nie kłamał - kwatery rzeczywiście zbyt zachęcające nie były, ale lepsze to, niż nic. - Pozwólcie panowie - zaczął Beo - Iż zaprezentuję wam pewien nordycki sposób na problemy. - Dzięki - odpowiedział Mat - Ale mam własny sposób na problemy. Łucznik wyciągnął z kieszeni pętle wytrychów i włożył jeden z nich do zamka klucza. Beo prychnął, widząc nużący sposób otwierania drzwi więc spojrzał na maga. Ten z kolei się odsunął i pokazał teatralnym gestem drzwi do swoich komnat. Berserker się naprężył, minął czarodzieja i już zaczął podnosić nogę, by uderzyć w drzwi. Jednakże, w tym samym momencie, Akkarin pstryknął palcami i drzwi same się otworzyły, co w efekcie skończyło się tym, że Beowulf uderzył w powietrze. Na twarzy maga pojawił się lekki uśmiech, po czym podziękował swojemu towarzyszowi za pomoc. Ten trochę zmieszany, odsunął się od wejścia. - No nic panowie - zagadał Mat, otwierając w końcu swoje drzwi - Idę leżeć w takim razie. Znaczy, idę się położyć - dodał szybko zmieszany, poprawiając się w wymowie. Rano wstajemy tak? - zapytał. - Mhm - przytaknął Akk - Wyruszymy najlepiej o świcie. Nie będziemy się spieszyć. Trzeba też wziąć pod uwagę, że trzeba targać tego blondyna. - mag rozmyślił się - Poza tym, do ciężkiej cholery, czy ktoś z was ma jeszcze jakikolwiek prowiant? Cisza zasygnalizowała, że widocznie nikt nie miał. - Aha. Szynkarz powinien z reguły mieć jakiś towar na zapleczu. Nie odda nam pewnie za ładny uśmiech, zwłaszcza, że śpimy w komnatach bez jego wiedzy. A osobiście marnować pieniędzy nie zamierzam - zawsze się może przydać i to na jakiś szczytniejszy cel. - Nie pierdziel tyle już, panie - Mat, aż zaklaskał w dłonie - W takim razie miłej nocy. Pozostali kompani przytaknęli i udali się do swoich kwater.
Akkarin przetarł oczy. Odrzucił koc, który znajdował się wcześniej w pokoju i odrzucił go na bok. Podniósł się powoli i usiadł na łóżku. Szybko nawet zasnąłem, pomyślał. Wstał i wolnym krokiem podszedł do jedynego okna w pomieszczeniu. Widocznie akurat zaczynał się dzień. Mag przypatrzył się sytuacji na zewnątrz z okna i wymierzył, ze powinna się zbliżać piąta rano. Rozciągnął ramiona. Przydałaby mi się porządna kąpiel, myślał dalej. I zmienić szaty, na inne, kiedy to ja ostatnio.. - przerwał, gdyż usłyszał krzyki kobiece dobiegające z korytarza. Wyszedł spiesznym krokiem na zewnątrz otwierając drzwi i dostrzegł młodą, szczupłą dziewczynę. Ubrana była w zwykłą, znoszoną i połataną tunikę koloru jaśminu. Jej ciemnobrązowe włosy, opadały na wyrazisty dekolt, a błękitne oczy, wyrażały mieszaninę oszołomienia i szoku, wpatrując na dzikie ślepie berserkera. W tym samym momencie wypadł z sąsiedniej komnaty Mat, na wpół ubrany ze swymi sztyletami u boku. - Co się do kurwy nędzy dzieje?! - wykrzyknął, po czym stanął wryty, gdyż nie spodziewał się takiego widoku, jaki zobaczył. - Beło znalazł koleżankę - odpowiedział mag, wyraziście podkreślając zdrobniałe przez niego imię Beowulfa. - Emmm, to nie tak - zaczął się wybraniać berserker, nadal stojąc w swoich drzwiach - Sama do mnie przyszła. - No to gratuluję, test na zaloty miłosne wygrałeś. Kim jesteś, pani? - zapytał Akkarin, zwracając się do młodej kobiety. Ta z kolei spojrzała nieufanie i zrobiła kilka kroków do tyłu. - Ja.. ja tu tylko.. pracuje - mówiła z przerwami - Przepraszam. Powiedziano mi, że nikt nie wynajmuje pokoi. - dokończyła zdanie po czym schyliła głowę. - Bo nikt nie wynajmuje w pewnym sensie - mruknął do siebie Mat, wracając do swojej sypialni. Mag też tak uczynił, zostawiając berserkera w niezręcznej sytuacji, po czym zamknął drzwi.
Po kilku minutach sytuacja nie wywoływała już większych emocji. Mag pierwszy musiał wyjść z komnaty, gdyż później żadnych kroków nie słyszał. Zapukał jednocześnie w drzwi swoich kompanów i nie czekając na nich, zszedł na dół. Już po chwili, jego oczom stanął zupełny inny obraz, niż ten, który za pamiętał sprzed nocy. Co prawda, speluna była oczyszczona z trupów, ale w powietrzu nadal unosiła się woń krwi. Gdzieś kątem oka widział spiesznie idącego karczmarza, który zaraz zniknął za jakimś zaułkiem. W pomieszczeniu, znajdowały się dwie kelnerki. Jedna z nich, to była ta, która widział wcześniej na górze. Druga z nich to była blondynka; włosy miała związane w warkocz, a jej również błękitne oczy komponowały się do włosów. Była dosyć grubsza od swojej koleżanki. Obydwie czyściły podłogę i się nawet nie odezwały słowem, kiedy zobaczyły schodzącego maga. Akkarin spojrzał teraz w inną stronę. Ich więzień nadal leżał związany. Widocznie, mocno go musiał związać Beo, jeżeli go do teraz nie odwiązali. Poza tym lina była gruba - było na niej widać próby przecięcia, ale nic poza tym. Po chwili, było można usłyszeć schodzących kompanów, po skrzypiących schodach. - Dzień dobry - zrzucił im na nowy dzień Akkarin, uśmiechając się, pół skrytym uśmiechem.
|
Beowulf - 2012-05-03 22:50:49 |
Beowulf podszedł od karczmarza, który stał przy ladzie i czyścił zakrwawioną beczkę. - Nie macie tu nigdzie kuźni, konkretniej chodzi mi o samą osełkę ? - Karczmarz najwidoczniej zaskoczony pytanie spojrzał na wojownika. - Niby kuźnie mamy, ale kowal wyniósł się w cholerę parę lat temu. Czas zrobił swoje, narzędzia są trochę poniszczone, ale da się z nich korzystać. - W takim razie gdzie ta "kuźnia" jest ? - Wyjdź pan z karczmy i pójdź ścieżką w lewą stronę. Warsztat jest za ostatnim domem. - Beowulf skinął głową po czym udał się w stronę drzwi, a raczej tego co zostało po spotkaniu z magią Akkarina, czyli dziury w ścianie. - Beo, a po co ci kuźnia ? - zawołał mag. - Wojownik podszedł do Akkarina i wyjął swój stalowy, obusieczny, średniej długości miecz. - Dawno go nie używałem. Ostrze zdążyło stępieć. Trzeba nadać mu dawnej świetności. Najlepiej zajmijcie się prowiantem - po tych słowach schował broń i wyszedł z budynku. Szedł według instrukcji karczmarza. Nie zajęło mu to długo czasu. Wioska liczyła sobie jedynie parę domów. Budynki nie były zbyt piękne. Zbudowane były z drewna, które nabrało z biegiem czasu kolor ciemno brązowy. Deski w niektórych domach były przegnite. Ścieżka od wczoraj była mokra, gdyż w nocy także padało. Beowulf doszedł do celu. Rzeczywiście trudno to było nazwać kuźnią. Był to oddzielny drewniano kamienny budynek. Piec, który od dawna nie działał zapadł się w podłogę. Jedynie kowadło i osełka wyglądały w miarę zdatne do użytku. Wojownik wyjął swój stalowy miecz, po czym zaczął go delikatnie ostrzyć.
|
Akkarin - 2012-05-03 23:17:51 |
Akkarin podszedł do lady, za która nadal stał karczmarz. Za magiem czuwał Mat, rozglądając się wokoło, jakby nie wierząc, że tak szybko można się pozbyć trupów. Dwie kelnerki nadal szorowały podłogę, kręcąc przy tym namiętnie biodrami. - Potrzebujemy prowiantu - rzucił krótko mag w stronę szynkarza. Rozmówca Akka postanowił przyjąć jakoby groźną pozycje, ale mu nie wyszło za dobrze. - Myślisz, że po tym wszystkim dostaniesz ode mnie jeszcze suchy prowiant? Jak śmiesz nawet o to prosić?! Mag, jakby się nie przejmując wyrzutami karczmarza, oparł się bokiem o ladę. Wyciągnął swoją prawą rękę, na której pojawił się nagle ogień. Akkarin zaczął poruszać swoimi palcami, a ogień przybrał postać małych płomyczków, które przeskakiwały mu z jednego palca, na drugi. Po pewnym czasie, płomyki przeniosły się na ladę, po której wesoło podskakiwały. Wyglądały niewinnie, jak na występnie, który by na pewno rozweselił dzieci. Po chwili, dwie spośród gromady iskierek, rozdzieliły się i zaczęły tańczyć ze sobą. Wyglądało to dość zabawnie, a zaraz i niewiarygodnie. Wyraz twarzy właściciela speluny, wyrażał zdecydowanie to drugie. Niespodziewanie, mag klasnął w dłonie, co skończyło się tym, że płomyki buchnęły obłokiem ognia, co widocznie przestraszyło widza. - Zaraz.. przyniosę.. prowiant - odpowiedział spiesznie i równie szybko się oddalił. Mat, który też przyglądał się tej sytuacji, pokręcił głową z uśmiechem. Kiedy zza zakrętu było widać już karczmarza, Akkarin wyprostował plecy. - Proszę - wycedził przez zęby właściciel, rzucając plecakiem o stół, w którym znajdował się suchy prowiant. - Dziękuję - odpowiedział uśmiechem mag, odbierając torbę i rzucając ją do Mata. - Czemu ja mam to dźwigać? - prychnął niezadowolony. - Bo ja to zorganizowałem. Idź już i nie marudź. Mat jakby posłusznie wyszedł z karczmy, nie oglądając się nawet za siebie. - Dziękuję - powtórzył Akkarin. Po twarzy szynkarza, nie było można się spodziewać miłego pożegnania. Trzymaj - dodał po chwili mag, wyjmując za płaszcza mieszek, średniej wielkości, po czym rzucił nim w dłonie właściciela przytułku. To powinno starczyć na szkody i z pewnością coś jeszcze zostanie. - dodał ponownie. Karczmarz, nie spodziewając się takiego gestu, nic nie odpowiedział. Akk wyszedł, nie oglądając się nawet za sobą. Zostawił za sobą piękne kelnerki i ciągle wpatrującego się w pieniądze szynkarza. Skierował się prosto w stronę drzwi. Był zimnym sukinsynem. Ponoć bez duszy. Ale czy jednak? Był także po części człowiekiem i potrafił okazać człowieczeństwo - to z lepszej strony.
|
Matpollo - 2012-05-04 14:17:47 |
Mat rozejrzał się za Beo, jednak wiedział że nie musi się denerwować. Ktoś taki potrafi o siebie zadbać. - Siupnij sobie a ja lecę po konie, Misiek! - zawołał do Akkarina i wskazał głową ławkę przed małą werandą karczmy. Mag uśmiechnął się po czym usiadł na ławę i wyciągnął nogi do przodu, opierając stopy o nieliczne miejsca gdzie trawa zatrzymała proces powstawania błota. Zagwizdał cicho i spojrzał za Matem który zmierzał kamienistym traktem w stronę lasu, gdzie ukryli konie. Wrócił po kilku minutach prowadząc trzy konie. Przywiązał je do specjalnie w tym celu przygotowanego pala i podszedł do Akkairna. - Suń swe zacne dupsko, Misiek. - Powiedział gdy tylko zbliżył się do ławeczki na której siedział mag. - Myślałem że nie zapomnis że to Beowulf znalazł konie. - odrzekł Akkarin i uśmiechnął się, po czym klepnął mocno łucznika w plecy. - Zapomniałem. To pewnie tych najemników. - Mat parsknął i oparł łokcie o kolana. - Co z dzieciakiem?
|
Akkarin - 2012-05-04 16:00:28 |
- Pewnie jest gdzieś w wiosce. Tylko nie wiem po jaką cholerę chcesz go szukać. Wioska i tak wydaje się nader opuszczona - stwierdził mag. - No wiesz co - zaczął urażony Mat - pewnie go biją, czy coś. A co z blondynkiem? - Leży związany? Nawet nie powiedział słowa przez cały ten czas. Ja bym się bardziej obawiał, co wyczynia nasz szlachetny berserker - odparł Akkarin. - Ktoś taki jak ja, potrafi o siebie zadbać - wykrzyknął Beo, który akurat wychodził z uliczki ze swoim nowo naostrzonym ostrzem w dłoni. Słowa te, spowodowały lekki uśmiech na twarzy łucznika, gdyż były one wprost proporcjonalne do tego, co wcześniej myślał. - Niewątpliwie. Zademonstruj swój mieczyk i przetnij liny blondynka, bo się spoci tam za bardzo - powiedział mag. - Spoci się, kiedy pomacham mu swoją bronią przed twarzą - stwierdził Beowulf, po czym się lekko uśmiechnął. Wszedł do ponownie do speluny, a za nim pozostali towarzysze. Stanął nad więźniem i uniósł swój miecz, który runął na liny. Były one grubsze niż się było można spodziewać. Co prawda, rezultaty były, ale do sukcesu, należałoby jeszcze chwile się pomęczyć. Kiedy liny prawie uległy broni berserkera, mag uśmiechnął się tajemniczo, po czym wypowiedział coś do siebie. Liny opadły, a ostrze Beo wbiła się w podłogę. - Co to kurwa.. - uniósł głowę i pokazał oskarżycielsko palcem na Akkarina - Znowu? Nie kpij tak sobie, już ci zaraz pokażę, ty.. - Aha - przerwał mag lament berserkera i się odwrócił, zostawiając go z kolejnym problemem. Minął Mata i dosiadł jednego z koni, które czekały wiernie już na zewnątrz. Jego wierzchowiec był koloru brązu i wyraźnie umięśniony. - Tylko pilnuj tego ekwipunku - mruknął do przyjaciela, który wciąż miał na plecach plecak. Za nim dąsał się Beo wyraźnie poirytowany. Prowadził średniego wzrostu blondyna, trzymając go swoją olbrzymią ręką za ramię. Mag spiął konia, jakby z chęcią by ponownie prowadzić drużynę. - Ale co z tym dzieciakiem? - marudził widocznie wkurzony łucznik. Wydaje mi się, że powinniśmy go chociaż poszukać, zanim wyruszymy. Akk spojrzał pytająco na berserkera, pytając swoim wyrazem twarzy, co o tym sądzi.
|
Beowulf - 2012-05-05 12:04:48 |
- Możemy go poszukać - mruknął Beo i spojrzał na Akkarina. - Jak tam chcecie, możemy się rozdzielić, szybciej pójdzie - odpowiedział mag. - A blondynek? - Zostaw to już mi - stwierdził Akk, który skupił swoją energię magiczną i posłał ją ku więźniowi. Ten natomiast zdrętwiał bez ruchu. - Co to kurwa było? - Zaklęcie Beło, zaklęcie - odpowiedział mag kiwając głową. - Beo, poszukaj w tamtej chacie - Mat wskazał wojownikowi jeden z domów, przerywając rozmowę. Budynki nie różniły się prawie niczym. Beowulf otworzył drzwi. Pierwszym pomieszczeniem było zapewne coś co miało przypominać jadalnie i hol. Podłoga była drewniana, a w niektórych miejscach kamienna. Na ziemi leżały niedopalone świece. Na wprost berserkera stał dębowy stół z sześcioma krzesłami. Beo przeszedł do następnego pokoju. - Zguba się znalazła - chłopak był poobijany. Miał parę sińców na twarzy. Leżał na łóżku i spał. Wojownik złapał młodzieńca za ubrania i podniósł - szukaliśmy cię, idziesz ze mną - dzieciak był zbyt oniemiały by cokolwiek powiedzieć, tak więc posłuchał berserkera. Wyszli na ulice. - Mat, znalazłem go ! Chodźcie tu - głos był bardzo donośny, po chwili na ulicy pojawił się Akkarin w towarzystwie swego przyjaciela. - Dobrze, że go nie zakatowali - Mat podszedł do młodzieńca, po czym zwrócił swój wzrok ku magowi. - Znaleźliśmy go, teraz Mat powiedz nam co zamierzasz z nim zrobić ? Wydaje mi się, że będzie po prostu kłopotem, problemem. Nieetyczne by było zostawianie go tu, pewnie na śmierć, ale nie zamierzam brać go ze sobą - Akk widocznie był zdenerwowany, ale wyjątkowo trudno jest go wyprowadzić z równowagi. Chłopak klęczał na ziemi, najwyraźniej nie miał siły stać. - Wiem co możemy zrobić, a raczej co ja zrobię - Beo wyciągnął swój miecz, błyskawicznie zbliżył się do młodzieńca po czym wbił swój miecz w jego kark. Krew trysnęła na wszystkie strony. Wojownik wydobył swój miecz z ciała chłopaka po czym szybkim cięciem pozbawił go głowy - i po problemie.
|
Akkarin - 2012-05-05 12:07:24 |
- Pięknie, kurwa, pięknie - zanucił posępnym głosem Akkarin. Mat spoglądał niewidocznym wzrokiem raz na Beowulfa, raz na chłopca - a raczej na jego ciało, z którego krew zdążyła spłynąć ulicami. - Coś ty do cholery zrobił?! - darł się Mat wystarczająco głośno, by zbudzić martwych. - Pozbyłem się problemu - usłyszał w odpowiedzi i dostrzegł głupio uśmiechającego się berserkera. - Skurwysynie! - wykrzyknął krótko łucznik i nie czekając dalej uderzył w twarz Beo. Tego z kolei to musiało pobudzić, gdyż nie zamierzał próżnować. Zamierzał oddać cios, ale jego przeciwnik był zdecydowanie innej wagi i szybko uniknął ataku. Mat wymierzył kolejny cios, a po nim kolejną serię. Wyglądało to dość zabawnie, gdyż jego ciosy rozbijały się na pół - lekkiej zbroi norda. W końcu przestał się zabawiać i zadał pokaźnego kopniaka Matowi poniżej pasa. Ten się wyraźnie zniesmaczył i nie mogąc odparować następnego ataku, skrzywił się, kiedy oberwał dodatkowo w twarz. Jednakże, to jeszcze bardziej go zmobilizowało, gdyż poczuł zapach świeżej krwi. Swojej krwi. Przestał się rozczulać nad sobą i rzucił się z dodatkową furią na przeciwnika. Bryzgnęła kolejna krew - lecz tym razem krew spływała po brodzie Beo. Nie zduszając przekleństwa ruszył do kolejnego kontrataku. - Aha - przytakiwał do siebie mag - mhm. Zabawne - stwierdził w końcowym efekcie. Pomiędzy walczącymi utworzył magiczną barierę, a kiedy ich ciosy się od niej odbiły, upadli z niezwykłą prędkością. - Nie przerywaj - warknął wścieknięty Mat, po którym nadal spływała krew - Dorwę sukinkota. - Ja też lubię koty, naprawdę - odpowiedział mu Akk. Jak zamierzacie się prać dalej po pyskach, to nic tu po mnie. - Nie widziałeś co on do cholery przed chwilą zrobił?! - Widziałem. Też to mną wstrząsnęło. - Mną też - burknął Beo. Na ten głos, strzelec znów się rzucił, ale tarcza nadal była utrzymywana przez jego przyjaciela. Upadł tylko ciężko na ziemię. - Dobra walka - stwierdził berserker, który - o dziwo - był nawet lekko zmęczony. - Cieszę się. Tylko teraz do cholery, kompleks Mata dotyczący dzieci, przerodzi się w kompleks pierdolonych berserkerów. - Zapraszam w takim razie do mojego rodzinnego kraju - rozmarzył się. Idę więc po naszego blondynka - rzucił krótko i zniknął. Mat posłał kolejny warkot, w stronę Beo, po czym postanowił widocznie sobie odpuścić. - Dobrze - mruknął mag - już myślałem, że będą potrzebne ziółka na uspokojenie. Odszedł od niedawnego pobojowiska wolnym krokiem i dosiadł ponownie swojego rumaka. Poprawił swoje czarne szaty i spiął konia, zmuszając go do ruchu. - Żeby tylko nie miał teraz kompleksu konia - usłyszeć było można dosłyszeć głos berserkera. Akkarin przeanalizował jego słowa, po czym się uśmiechnął. Jego towarzysz, ciągnął za sobą ich więźnia, który nadal był nieprzytomny od zaklęcia. Kiedy Beło doczłapał się do maga, rzucił blondynkiem beznamiętnie o podłogę. - Co teraz? - Zaklęcie - stwierdził lakonicznie i skupiając się przez chwilę, posłał po raz kolejny strunę magii. Więzień się ocknął i spojrzał dookoła przerażony. - Słuchaj kurduplu - zaczął mówić swoim perswazyjnym tonem Beowulf - doprowadzisz nas do dobroczyńcy, a jeżeli nas oszukasz, to ci osobiście nogi z dupy powyrywam, rozumiesz? Musiał widocznie zrozumieć, gdyż pokiwał znacząco głową, nie odzywając się, aż do tej pory ani razu. Może też miał jakiś kompleks. Cholera wie. - Rozchmurz się, Mat. Może znajdziemy jakiegoś innego chłopaka po drodze. - powiedział Akkarin do niego. Ten jednakże nic nie odpowiedział, tylko bez słowa podążył za towarzyszami, którzy zdążyli już wyjechać.
***
Był środek dnia, a jeźdźcy jechali nadal w krępującej ciszy. Było można usłyszeć tylko stukot koni. Towarzyszom przewodził blondynek, który szedł piechotą, toteż nikt się nie śpieszył znacząco. Zaraz za więźniem jechał mag, ze spuszczoną głową w dół i wyglądał tak, jakby spał. Po nim, jechali pozostali towarzysze; po bokach, nie zamierzając nawet się do siebie odezwać, czy chociażby spojrzeć. Ich przewodnik prowadził kompanów ścieżką na południe, ku stolicy Lorandii. Jednak tą nieidealną ciszę, zakłócił hałas. Przejeżdżali akurat przez krótki odcinek lasu. Pogoda była słoneczna, lecz miłą temperaturę, ochładzał zimny wiatr, który powiewał od czasu do czasu. Akkarin podniósł zaintrygowany głowę i się rozejrzał wokoło. Z boku dostrzegł awanturującą się dziewczynę, a jej niezbyt przyjemnymi partnerami do rozmowy, była trójka mężczyzn. Cała trójka miała włosy ciemnego koloru i grube ramiona. Mag nie był w stanie ujrzeć nic innego, gdyż znajdował się jeszcze za daleko. Wtedy, stał się świadkiem zaskakującej sytuacji - napotkana dziewczyna wyjęła jednemu rozmówcy sztylet z pochwy, który nosił u boku i zatopiła ostrze w brzuchu jej ofiary. Sięgnęła szybkim ruchem po swój srebrzysty miecz, który aż się odbił od święcącego słońca i zaatakowała pozostałych mężczyzn. Jej refleks był tak niewiarygodnie szybki, że nie zdążyli oni nawet zareagować. No cóż. Mówi się trudno. Schyliła się do jednego z pokonanych przeciwników i wyjęła mu z kieszeni mieszek złota. Następnie, dosiadła swojego białego rumaka, który przez cały ten czas znajdował się obok niej. Ruszając wolnym kłusem, skierowała się w kierunku kompanów, których najwidoczniej musiała zauważyć. Kiedy się zrównali, cała piątka się zatrzymała. Akkarin spojrzał na dziewczynę. Miała na sobie ubrane czarne spodnie oraz gorset, a na ramionach zarzucony diabelnie czerwony płaszcz. Ciemniejsza cera, PODKREŚLAŁA ŻE NIE MA CYCKÓW, oraz podkreślała jej figurę. Długie, rozpuszczone blond włosy, doskonale komponowały się do oczu, które zrobiły na magu największe wrażenie. Były one koloru ametystu, ale jaśniejszego odcieniu. Do tego długie, czarne rzęsy. - Witam - zanuciła krótko i chyba nikt z obecnych nie spodziewał się tak melodyjnego głosu. Chociaż z całą pewnością pozostali kompani mieli na wpół otwarte usta ze zdumienia, to natomiast Akkarin pozostał bez wyrazu twarzy; chociaż to właśnie na nim całość zrobiła największe wrażenie. - Dzień dobry - odpowiedział równie miło, lecz już nie tak słodkim głosem.
|
Lilianne - 2012-05-05 20:35:04 |
- Pewnie jesteście zdziwieni sceną, którą właśnie zobaczyliście. No cóż, mało kobiet podejmuje walkę z mężczyznami. Dziewczyna wyglądała na poddenerwowaną. Dobra Lili, uspokój się - pomyślała i wzięła głęboki wdech. Postanowiła przyjrzeć się całej czwórce. Pierwszy, ten który ją przywitał był wysoki, lekko umięśniony - miał lekko szpiczaste uszy. Posiadał rzadko spotykane w tej części świata czarne jak smoła włosy. Zaraz po pierwszym spojrzeniu wiedziała, że drugi to nord - postawny i wysoki. Przyglądał jej się spod krzaczastych brwi. Kolejny stał trochę za nimi i zaciągał się swoją fajką. Wydawałoby się, że w ogóle nie zainteresował się sytuacją. Ostatni stał w łachmanach przy koniu norda i przyglądał się bacznie dziewczynie. Po obejrzeniu ich i zdaniu sobie sprawy, że kompletnie nie przypominają tych zbirów rozchmurzyła się. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Ci sukinsyni składali mi pewne niemoralne propozycje. Chyba wiecie o co chodzi... - westchnęła. - Tak, domyślam się - odrzekł zniesmaczony zachowaniem bandytów Akk. Ukradkiem przyjrzał się figurze niewiasty. Dziewczyna jednak to zauważyła i uśmiechnęła się zalotnie. - Co sprowadza cię w te strony i jak się nazywasz? - spytał zaintrygowany obecnością nowej nieznajomej Beo. - Och, wybaczcie. Nazywam się Lilianne. Wolę jednak, gdy mówi się do mnie Lili. Pochodzę z małej miejscowości znajdującej się niedaleko Lasu Elfów. Wychowałam się praktycznie bez ojca - był łowcą nagród. Matka zmarła, gdy miałam szesnaście lat i od tego czasu sama podróżuje po świecie. Przez ostatnie trzy lata mieszkałam u znachora, gdzie nauczyłam się podstaw medycyny. Mat przyglądał się całej sytuacji, lecz nie odezwał się ani słowem. Siedział na swym koniu, lecz myślami był zupełnie gdzieś indziej. - Dobra, ja już się wygadałam - może teraz wy powiecie coś o sobie? Za jakieś pięć kilometrów na zachód jest świetna karczma. Możemy tam wstąpić na piwo lub dwa. Co wy na to? - dodała zachęcającym głosem. Mężczyźni popatrzyli na siebie. Po krótkim namyśle Akk odezwał się: - Pewnie, w sumie się nam nie śpieszy. Poza tym nie odmówilibyśmy na zaproszenie takiej kobiety - uśmiechnął się onieśmielająco odsłaniając rząd swych śnieżnobiałych zębów. Lili lekko zaróżowiły się policzki, lecz natychmiast zarzuciła włosy na twarz. Pełnym gracji ruchem odgarnęła je i włożyła za ucho. Jeden niesforny kosmyk znów spadł jej na buzię, lecz nie przejęła się tym zbytnio. - W takim razie ruszajmy - odpowiedziała i przejęła prowadzenie. Jej blond czupryna unosiła się przy każdym ruchu konia. W promieniach słońca wyglądały jak aureola nad głową kobiety. Niewątpliwie miała w sobie coś magicznego.
|
Akkarin - 2012-05-06 19:23:45 |
Od tego wydarzenia, atmosfera powoli znacząco się poprawiała. Promyki słońca padały pomiędzy szczelinami gałęzi, które oślepiały oczy wędrowców. Z każdym kolejnym wdechem, las ustępował przejrzystej równinie. Bo bokach znajdowały się nieliczne gospodarstwa, a na polach prace intensywnie trwały. Pola uprawne wyglądały cudownie i aż zachwycały swoim majestatycznym wyglądem. Gdzieniegdzie, nieufający przejezdnym farmerzy, spoglądali na nich podejrzliwym spojrzeniem, próbując odgadnąć ich zamiary. Trzon kompanii składał się z maga i nowej towarzyszki, którzy rozmawiali miedzy sobą. Z boku prowadził ich blondynek, będąc zawsze o kilka kroków z przodu. Zaraz za nimi, jechali oczywiście Belo i Mat. Pierwszy z nich, skupił swój wzrok na blondynce, natomiast Mat, zaciągał się w ciszy swoja fajką. Próbował także wypuszczać pojedyncze kołeczka, ale wychodziły mu znacznie gorzej, gdyby porównać te, które wydmuchiwał jego przyjaciel. Może to z powodu, iż cały czas się w nim grzało - tego, już sam nie wiem. Przypatrywał się pracującym pracownikom, a myślami sięgał do tych pol zielonych, nad błękitnymi rzekami, które zostały mu w pamięci z dzieciństwa. Z pewnością musiałby być one przepiękne. Ponad wszystko, w myślach mu tkwiła dziewczyna, o wesołych oczach i promienistym uśmiechu. Tańczyła pośród kwiatów, przeskakując z nogi na nogę. Ale to były jego wspomnienia, o czym nie wypadałoby pisać - zacisnął dłonie i zachował stoicki spokój. Spojrzał na Akkarina, ale nie padło żadne słowo. Natomiast Beo, wpadł na kolejny zaskakujący pomysł. Spiął konia, próbując zręcznie wyminąć maga, lecz niestety - nie wymusił na koniu odpowiedniej presji sytuacji i upadł tylko ciężko na ziemie. - Miałem kiedyś takiego jednego znajomego - zaczął mówić Akkarin - czas sprawił, żem zapomniał jego imię, ale mogę poręczyć, iż był to krasnolud chędożony. Kiedyś, również upadł z rumaka obok damy. - A co się z nim stało? - spytał zaciekawiona Lili. - Niestety - pokręcił głową mag - Wiem, że wyruszył z kompanią uzbrojonych wariatów, by zniszczyć Pierścień Wszelkiego Zła i by pokonać Mrocznego Pana. Co się stało z nim później, to sam dokładnie nie wiem. Może jeszcze go kiedyś spotkam. Głowę miał mocną, jak mało kto - zagwizdał cichutko. Beowulf mruknął tylko w odpowiedzi, wsiadając ponownie na swojego konia. Kompania nie czekała na niego po upadku, toteż musiał ich dogonić, lecz tym razem zachował równowagę. Droga była bynajmniej zadbana i ułożona z pięknej, prostej kostki. Co musiało się jednak równać z tym, że upadek był dosyć bolesny. - Tam - pokazała Lilianne wskazującym palcem od ręki, na oddalony punkt przy drodze. - Dobrze - mruknął Beło - zaschło w gardle po podróży. Prawda, Mat? - wykrzyknął nagle, wyraźnie pobudzony. Ten mu posłał tylko mordercze spojrzenie. Starczyło na ripostę. Łucznik nadal sączył swoją fajkę w milczeniu, aż do końca drogi do karczmy. Kolejnej.
|
Matpollo - 2012-05-07 16:33:33 |
Ano kolejnej - oby nie równie nieszczęśliwej jak tamta. Tego jednak zmienić nie możemy - bo cóż to by było za życie, gdybyśmy mogli ot tak zmienić to co było, lub dowiedzieć się co ma być. W końcu tego szukali różni łowcy nagród. Tego właśnie szukali różnoracy ludzie którzy przemierzali Lorandię czy inne państwa. Zwykli włóczędzy których braćmi byli jeno wiatr i gwiaździste niebo, zabijacy, najemnicy, gawędziarze, rybałci nazywani na południu Lorandii bardami - to oni stanowili poszukiwaczy przygód. Ludzie tacy byli gotowi umrzeć w pierwszym szeregu, byle by z towarzyszem przy boku. Byli gotowi wpieprzyć się w największe kłopoty razem z kompanem i wyjść z nich albo razem, albo wcale. Motywy były różne - żądza pieniędzy, wygnanie, czy też po prostu chęć zobaczenia cudnego świata na własne oczy. Tacy też byli Mat i Akkarin, którzy trzymali się razem od niepamiętnych czasów. Ot, jeden dla drugiego Miśkiem był. Robię się sentymentalny, cholera... - pomyślał Mat i uśmiechnął się spoglądając na Akkarina pogrążonego w pogawędce z Lilianne. Jednak to te sentymenty, świadomość więzi jaka się wytworzyła - to przynosiło mu uśmiech. Wiedział że nie jest sam. A skurwysynów których należy się wystrzegać, jest w świecie sporo.
|
Akkarin - 2012-05-07 19:35:55 |
Karczma "Pod pijanym berserkerem" wyglądała z pozoru jak każda inna - z wnętrza dobiegały okrzyki skośnych piosenek, stukanie kuflami od piwa, a ogólny hałas dopełniały głośne rozmowy spowodowane ilością ludzi. Drzwi otworzyły się, lecz tego dźwięku nikt nie był stanie dosłyszeć. Do środka wszedł mag, a zaraz za nim pozostali kompanii. Beowulfowi musiała najwidoczniej przypaść nazwa karczmy do gustu, gdyż zaczął się głupkowato uśmiechać po przeczytaniu szyldu. Po bokach były odpowiednio umieszczone pochodnie, które oświetlały wnętrze pomieszczenia. Przy ścianach znajdowały się stoliki, przy których przysiadywali starzy bywalcy i podróżni. Mag przyciągnął ku siebie swoje szaty i zaczął się przepychać wraz z pozostałymi przez tłum. Odnalazł wzrokiem jakiś wolny stolik i cała grupa przy nim zasiadła. Mat skinął ręką i zamówił dla całej piątki kufle porządnego piwa. Tak, dla całej piątki - niech cię oczy nie bolą, drogi czytelniku. Blondynek poszedł razem z nimi na browara. W Lorandii niewolnictwo nie było ogólnie przyjęte, toteż gdyby go przywiązali na zewnątrz razem z końmi, było można by się spodziewać, że już go nie będzie po powrocie. Beowulf już z nim wystarczająco porozmawiał, by nie odważył się wywołać jakiś scen oraz skandalu. Cała piątka zatem usiadła. Wybrali dosyć wygodne miejsce. Na pierwszy rzut oka było można zauważyć, że karczma uboga nie jest. Ściany wykonane z solidnego, drewnianego drewna, były pomalowane brązową farbą. Były one ozdobione różnymi trofeami z wypraw łowieckich - rogami jeleni, skórami dzików i innymi rarytasami. Przy ławie, na której usiedli były kanapy. Prawdziwe, w miarę wygodne kanapy ze skóry, którą aż chciało się macać ręką. Akkarin usiadł z po prawej stronie, a obok niego Lili. Na przeciwko niego siedział jego przyjaciel, a trochę z boku - Beo i blondynek, który był pod jego kuratelą. W końcu jedna z kelnerek, przyniosła kufle z piwem, ustawione na tacy. - Wypijemy za coś konkretnego? - spytał Mat, przerywając tym samym ciszę, którą sobie wcześniej zarzucił. - Za nowe znajomości. - odpowiedział mu mag, po czym kufle odbiły się echem po całej spelunie. Jedynie blondynek nie wypił za nową znajomość - za co go Beo uderzył później łokciem w żołądek, kiedy brał łyk piwa. Takich uroczystości było bardzo mało. A ostatnimi czasy już naprawdę bardzo mało. Chwytaj dzień, pomyślał w sobie duchu Akkarin. Chwytaj dzień, podążaj Ścieżką swojej prawdy, odkrywaj wnętrze swojej duszy.
|
Matpollo - 2012-05-08 21:33:35 |
- Ten krasnolud chędożony od Pierścienia Wszelkiego Zła. Chyba o nim słyszałem - to ta afera ze środkowego kontynentu, co? - zapytał Mat rozpoczynając nowy temat, po czym uśmiechnął się lekko. - Tak, jakżeby inaczej. Niski, a diablo bohaterski! - Czyli kurdupel, jak nasz Mat! - wtrącił Beowulf, na co Mat nieznacznie kiwnął głową z aprobatą. Nie było sensu żywić dalej urazy. Mimo tego co zrobił wojownik, musieli trzymać się jakoś w kupie. Atmosfera przy stole poprawiła się - piwo lepiej przepływało przez gardło, nie było już tej niezręcznej ciszy.
Po wszelakich pogawędkach o nowinkach ze świata, po psioczeniu na ceny, podatki i ludzką chciwość trzeba było wziąć się za cel podróży. Znaleźć dobroczyńcę i napakować jego dupsko strzałami, posiekać mieczem i usmażyć magicznym ogniem. Ah, jeszcze Lili, wtajemniczona już wcześniej przez Akkarina, bardzo chętnie zgodziła się na udział w wyprawie, toteż jej też trzeba znaleźć udział w misji. Ma mieczyk, więc może dołączyć się do siekania. Zawsze może też ugotować obiad, niekoniecznie z posiekanego dobroczyńcy. Ale bohaterska czwórka (nie liczymy oczywiście blondyna) musiała zdobyć teraz informacje. Nawet Akkarin nie mógł pstryknąć palcem i wychuchać mgłę która ułoży się w mapę skarbu. A może i mógł? Ale cóż to byłaby za przygoda, gdyby mógł? Musimy więc przyjąć że nawet Akkarin nie może tego zrobić. - Wołaj kelnerkę, Misiek - Mat puścił oczko do maga i uśmiechnął się szeroko.
((Lili, wybacz : D Nie mam zamiaru Cię obrazić ^^))
|
Akkarin - 2012-05-09 17:00:54 |
Więc czarodziej oczywiście zawołał. Niedługo później nadeszła kolejna tura picia. I jeszcze jedna. Alkohol wszystkim rozwiązał języki, nawet Lili. Tylko blondynek przestał mieć ochotę na ciemnobrązowe piwko z pianką, a pił je nadal tylko dlatego, bo mu kazał berserker. Cóż, chyba nie przypadli sobie do gustu. Zaskakujące. - A ja mogę - zaczynał Beło i przerwał biorąc łyk piwa - A ja mogę, nauczyć Cię parę ciekawych chwytów bronią białą - zwrócił się do Lili. - Uderzaj ostrym końcem? - zakpił sobie mag. Beowulf popatrzał na niego przez jakąś chwilę. - Tak, to też - mówił wolnym głosem. W tym momencie poderwał się Mat. - A ja mam pomysł! - wykrzyknął niespodziewanie - Zróbmy sobie zawody z.. w strzelaniu! - zawołał zachwycony. - W strzelaniu.. z czego? - zapytała zaciekawiona towarzyszka. - Nooo, z łuku, rzecz jasna! Tylko do czego byśmy strzelali - zastanowił się głośno, dławiąc westchnięcie. - Albo do kogo - uśmiechnął się Beo, po czym klepnął blondynka po ramieniu. - A ja, wypije jeszcze raz za kolejną dziesiątkę zdrówka - powiedział Akkarin. Kufle znowu uniosły się w powietrze, a przyjemne ciepło, zaczęło przepływać przez gardło.
|
Matpollo - 2012-05-10 16:35:31 |
Polecam słuchać przy czytaniu.
Mat spojrzał po kompanach (nie licząc blondaska, który siedział naburmuszony, wybuchając od czasu do czasu śmiechem szturchnięty przez Beowulfa) i uśmiechnął się szeroko. - No, to panowie i panie - tu ukłonił się Lilianne - Wypijmy za pomyślność wyprawy! - Mat uniósł kufel ze złocistym trunkiem i upił duży łyk, po czym odstawił go na stół. Inni zrobili to samo. Berserker z ciekawością patrzył na wszelkie tańce odbywające się na środku karczmy, skąd usunięto stoły i ławy. Beo klepnął się w udo po czym wstał, podszedł do Lili siedzącej z drugiej strony stołu, ukłonił się wysuwając rękę i powiedział śmiale: - Śmiem prosić cię do tańca, moja pani. Lili odpowiedziała na to tylko chichotem, po czym ruszyła w wirujący tłum pociągając za sobą Beowulfa. Mat pokręcił na to głową i uśmiechnął się. Okazało się że wojownik wcale nie był taki niezgrabny jak można było pomyśleć - potrafił tańczyć, trzeba było to przyznać. Lili zaś poruszała się zwinnie i okręcała wokół własnej osi raz za razem. Był to prosty, wiejski taniec, w którym wiele polegało na kręceniu młynków trzymając się za ręce. - Któż by pomyślał, że ten brzydal to taki wesołek, no no - Mruknął Mat, co Akkarin skwitował lekkim uśmiechem. Tańce zaczynały się powoli kończyć, część młodzieży opuściła karczmę, a głośna muzyka ucichła teraz. Wojownik i Lili wrócili, a bard siedzący na środku pod filarem, wyciągnął ni stąd ni zowąd mandolę, czy też inny strunowy instrument - kto tam tych muzyków wie. Drugi odłożył swój bęben na którym wybijał wcześniej rytm na bok i oparł się o filar czekając na muzyka trzymającego instrument strunowy. Pierwsze nuty poczęły płynąć z instrumentu, którego struny brzmiały dźwięcznie niczym dzwon odlany z brązu. Coraz to kolejne dźwięki dobiegały uszu słuchaczy. Ten który wcześniej opierał się o filar, stał teraz z rękoma opartymi o boki. Zaczął śpiewać głębokim głosem. Pieśń traktowała o wszystkich tych ludziach, których przyjacielem był wiatr i głód, o tych którzy wyruszali swoją ścieżką. Mówiła o włóczęgach, poszukiwaczach przygód, najemnikach, zwykłych wędrowcach czy też samotnych jeźdźcach. Pojawiały się motywy dotyczące tęsknoty do domu - wszystko to wywoływało nostalgię. Cholerne sentymenty, pomyślał Mat. Spojrzał na Akkarina znacząco i skinął głową uśmiechając się. - Za stare dobre czasy, druhu, za stare dobre czasy - Łucznik powiedział półgłosem do niego i przyłożył dwa palce do skroni w luźnym geście salutowania.
|
Lilianne - 2012-05-10 20:16:17 |
Karczma powoli pustoszała. Pozostało tylko kilku chłopów przy stoliku w głębi sali. Towarzysze siedzieli, głośno rozmawiali, śmiali się oraz pili. Wyjątkiem był blondynek, któremu Beo dał już spokój i pozwolił zasnąć. Miał głowę opuszczoną w dół i lekko pochrapywał. - Panowie, nie wiem jak wy, ale ja kończę na dziś. Zaraz padnę ze zmęczenia - powiedziała Lili ziewając. Popatrzyła na nich nieprzytomnymi oczyma i zdała sobie sprawę, że chyba są podobnego zdania - Zostańmy tu na noc. Mogę to załatwić, jeśli pozwolicie - odrzekł nord. Lili domyśliła się, że na pewno nie zrobi tego w sposób pokojowy i go uprzedziła. - Bełuś ty lepiej zostań tutaj. Ja się tym zajmę - wstała i podeszła lekko chwiejnym krokiem do drzemiącego za ladą karczmarza. Jego siwe włosy opadły na pogrążoną we śnie twarz. Miał na sobie beżowy, poplamiony tłuszczem fartuch, spod którego wystawał kawałek granatowej koszuli. Obok niego leżały kufle z licznymi zaciekami, kilka kromek chleba w wiklinowym koszyku i solniczka. Dziewczyna uderzyła mocno w klejący się od rozlanego piwa blat budząc mężczyznę. Uśmiechnęła się przepraszająco. - Czy nie znalazłyby się pokoje dla naszej piątki? Tylko na tą noc - spytała zaspanego właściciela. Przetarł sobie oczy dłońmi i spojrzał na zegarek. - Oczywiście, zaprowadzę was - odpowiedział przeciągając się. Wziął z haczyka umieszczonego pod blatem pęk kluczy, wyszedł zza lady i powoli zaczął iść w dół po schodach. Dziewczyna kiwnęła głową w stronę ich stolika. Beo kopniakiem w brzuch obudził blondaska dając mu do zrozumienia, że idziemy. Chłopak ocknął się, popatrzył z wyrzutem na norda i ruszył za nimi trzymając się za miejsce uderzenia. Karczmarz prowadził ich przez korytarz, którego ściany były pokryte starym, wyżartym przez korniki drewnem. Po chwili ich oczom ukazał się rząd drzwi z heblowanego drewna pośpiesznie pomalowanego brązową farbą. Dał każdemu ciężki, zardzewiały klucz i zostawił ich samych.
|
Akkarin - 2012-05-10 21:31:01 |
Kiedy karczmarz się oddalił, piątka towarzyszy stała w pustym korytarzu, wsłuchując się w ciszę. - Ja idę rozejrzeć się po okolicy, popytam tu i ówdzie - powiedział Mat. - Idziesz ze mną? - spojrzał w kierunku maga. - Mhm. Ktoś musi ciebie pilnować, żebyś nie przeholował z alkoholem. - Powinieneś mnie darzyć większym zaufaniem. - prychnął urażony. - Doprawdy? - zapytał ironicznie. Dyskusję przerwał gruby głos berserkera. - To my idziemy spać. - oznajmił, odpowiadając również za Lili, który tylko skinęła głową w odpowiedzi. - Doskonale. - stwierdził mag - Blondynek śpi z tobą. Rumieńce na twarzy Beo zniknęły. - No, czemu się tak głupio patrzysz? - spytał Akkarin. - Przecież go samego w komnacie nie zostawimy. - Nie! - zaprotestował blondynek, a wszyscy stanęli wryci, gdyż po raz pierwszy usłyszeli jego głos. Pierwszy z tego szoku ocknął się czarodziej. - Widzisz - zaczął mu tłumaczyć, spokojnym głosem - Beło, za cholerę nie lubi sypiać sam. Mag popchnął przed siebie więźnia i skorzystał szybko z okazji - puścił oko do Mata, dając sygnał by zeszli na dół. Berserker będzie mieć towarzysza do nocy, cnota Lili - ocalona!
|
Matpollo - 2012-05-12 18:53:27 |
Mat i Akkarin wkroczyli do przyjemnie rozświetlonej sali karczmy, po czym udali się w stronę swojego stolika. Obydwaj rozsiedli się na kanapie i spojrzeli na dębową beczułkę piwa stojącą na stoliku, a warto nadmienić, iż było to piwo przednie, więc kosztowało swoje. Mat chwycił zręcznie kufle i nalał do nich złocistego trunku, podsunął jeden Akkarinowi i rozejrzał się po karczmie. W wystroju nie zmieniło się oczywiście nic - na ścianach nadal wisiały trofea, na które Mat patrzył z nieukrywaną radością i szacunkiem. Gości było jednak już zdecydowanie mniej - przy jednym ze stołów siedziało trzech roześmianych jegomościów oraz dwaj bardowie - na jatkę się zdecydowanie nie zapowiadało, całe szczęście. Łucznik spojrzał na swojego przyjaciela i uśmiechnął się, po czym chwycił antałek piwa i wstał, na co mag spojrzał zdumionym wzrokiem. - Aha. Mhm. Aha. - Akkarin mruknął kilka razy, oswoił się z tym co zrobił Mat i zapytał - Jesteś kurwa pewien? - Informacje kosztują. Chociaż... - Mat spojrzał na beczułkę, mężczyzn siedzących przy stole (najwyraźniej zauważyli zamiary Mata, bo nieliczni machali do niego i uśmiechali się poczciwie) i jeszcze raz na beczułkę. - Idziemy, Misiek. Ci, od których nasza dwójka miała zdobyć informacje, byli zwykłymi chłopami. Wieśniacy przyjaźnie patrzyli na maga i łucznika, zapraszali ich - i nie tylko ze względu na piwo. Poczciwi chłopi, nie jacyś tam zadufani w sobie arystokraci pijący tylko wino. Mat i Akkarin dosiedli się po czym zaczęli rozmawiać o prostych rzeczach. Wypytywali chłopów o codzienne sprawy - jaki plon zebrali na jesień, ile ziemi mają i ile obsiali, czy w obejściu wszystko dobrze, czy aby syn nie choruje. Z kolei Mat pochwalił się tym, że potrafi szyć z łuku i ustrzelił już niejedną bestię. - Pokaż no trofeę jakąś, mości łuczniku! - powiedział nagle jeden z wieśniaków, którego poparły cztery głosy (jeden z bardów stroił instrument i nie zwracał większej uwagi na to co się dzieje). Nie było w tym żądaniu nic z niedowierzania, jedynie ciekawość. Kły wilka czy też innego plugastwa które rozszarpie czasem kurę albo owcę to interesujący widok. Mat rozejrzał się niepewnie i pokręcił głową. - Psia mać, nic tu nie mam, nie wożę ze sobą głów ubitych poczwar, wziął by to szlag... - Mat bezradnie spojrzał na wieśniaków, po czym sięgnął ręką sakiewki. - Ale chwila, panowie, chwila... Pogrzebał chwilę ręką w mieszku, czemu towarzyszyło szczękanie monet, na które wieśniacy unieśli głowy, jednak nie interesowali się pieniędzmi łucznika. Ten zaś wyciągnął z woreczka nieduży kieł. - To należało wcześniej do uzębienia wilka, drodzy panowie. Nic więcej przy sobie, niestety, nie mam. - Myśliwy pokręcił głową ze smutkiem. To jednak chłopom wystarczyło - z podziwem przekazywali sobie kieł i gratulowali łucznikowi zdobyczy. W międzyczasie ubyło chyba ponad pół antałka piwa, toteż chłopi byli o wiele bardziej rozmowni. Zupełnie jak i Mat oraz Akkarin, któż by pomyślał. - No, panowie. Rozglądam się po karczmie, i myślę sobie, że sporo to musi być dobrych myśliwych. No, to i pewnie z bandytami problemu nie macie! Podjedzie taki na koniu i wróci ze strzałą w dupie, co? - Mat wyszczerzył się, na co reszta odpowiedziała szczerym śmiechem, jednak zaraz jeden spośród chłopów spoważniał i powiedział: - Ano tak cudownie nie jest, mości łuczniku. Był tu taki jeden, zebrał świtę i się rozpanoszył. - Tutaj mówiący zrobił przerwę, splunął na podłogę, na co nieprzychylnym okiem popatrzył karczmarz i mówił dalej. - Nikt nie wiedział skąd przybył, jednak cholera dużo szkód narobił. Zaczęło się normalnie - jakiś zawszony kurwesyn napadł samotnego podróżnika, pokiereszował i wypuścił w samych portkach. A później było gorzej - przyłączali się do niego inni, zaczęli napadać kupców, karawany. Napadli wioskę na wschodzie lasu - karczma i sześć chałup na krzyż, ot zwykła biedota. Ale zrabowali to co nieboracy zachowali pod deskami, chałupę z dymem puścili. Tutaj w rozmowę włączył się drugi wieśniak i podjął kontynuowanie opowieści. - I dopiero po tej wiosce się możnowładca zajął kurwim pomiotem. Opłacił najemników i posłał ich do tego lasu. Nie wróciła ich nawet połowa, ale rozgromili plugastwo! Jeno ten co zaczął, herszt, i kilku jego najemników - uciekli, kurważ mać. Mat i Akkarin kiwali głową, kręcili i ubolewali nad wieśniakami w trakcie opowiadania. Gdy Ci skończyli, zapytał: - Uciekł? Jak to, niby gdzie? - Jak to jak, gdzie? Napadali na karawany to i konie mieli! A uciekali najpewniej w góry Kahyr na południu. Cholernie daleko, ale to istny raj dla bandytów. Na pewno w Kahyr! - reszta chłopów pokiwała głową z aprobatą. Mat spojrzał na Akkarina i skinął głową lekko, po czym spojrzał na piwo i uśmiechnął się. Bardowie wynieśli się już na górę wcześniej, toteż zostali w karczmie w pięciu, nie licząc karczmarza przysypiającego za szynkwasem. - No, panowie, dosyć tego smętolenia! Napijmy się za dobre czasy! Karczmarzu, szklanice i wódki! - Mat wykrzyczał do karczmarza po czym klasnął w dłonie i spojrzał na wieśniaków. Uśmiechnął się i wyciągnął z sakiewki monetę która starczyłaby z pewnością na trzy butelki.
[Akk, decyduj, pijemy z nimi czy bez nich.]
|
Akkarin - 2012-05-12 20:15:18 |
Też coś polecę do słuchania, podczas czytania posta.
- Zdrowie! - krzyczał nadal zachwycony towarzystwem Mat. - Tak jest! - zawtórowali mu pozostali i zaczęli przechylać kieliszki. Ręce poszły w ruch, szklanice zaczęły się przechylać. - Ach, doskonała ta tutejsza wódka - stwierdził mag, co skończyło się aplauzem chłopów. Zaczęli niecierpliwie wymachiwać kieliszkami, na co łucznik sięgnął po raz kolejny po butelkę i zaczął napełniać naczynia. - Do dna, panowie, do dna! - krzyczał nadal Mat, co skończyło się kolejnym zachwytem wieśniaków.
*** - Dalej maleńka, jeszcze raz to samo! - krzyknął jeden z towarzyszy, klepiąc przy tym po tyłku jedną z kelnerek. - Dupy to mają tu niezłe, to trzeba przyznać. - Wypijmy więc za to! - zawtórował mu kolejny. - Taak jest! Doo dna! Wódka znów zaczęła przepływać przez gardło, a mag się delektował przyjemnym ciepłem. Potem przyszła ponownie kelnerka, niosąc kolejne butelki z alkoholem. By nie słuchać kolejnych obraźliwych wykrzyknięć chłopów - którzy - co prawda byli już mocno wystawieni, odeszła jak najszybszym krokiem. To byli miejscowi, więc nie przejmowała się tym zbytnio. Akkarin spojrzał na kolejną turę butelek z wódką.
*** - Która.. która jest godzina? - spytał jeden z chłopów, który okazał się największym pijaczyną, oprócz dwójki przyjaciół. Szturchnął on najbliższego kompana, który zdążył już zasnąć, z głową położoną na stole. Stefan - mówił ochrypłym głosem, ciągle budząc kolegę. - Co.. jest? - spytał zaspany i niewyraźnym wzrokiem spojrzał na niego. - Która.. do cholery jest godzina? - Czeeekaj - schylił się pod stół, gdzie był umieszczone ich butelki. Następnie, zaczął je liczyć. Jeeest wpół do trzecieej. - odpowiedział mu, po czym poszedł ponownie spać. W tym samym momencie, Mat zaczął patrzeć z politowaniem na Akkarina. - O co ci znowu chodzi? - spytał mag, wychodząc na przeciw rozmówcy, nie przedłużając tej gry wstępnej. - Bo widzisz, zawsze się zastanawiałem, czyy.. - zaczynał. - Czy co? - Cholera, zawsze się zastanawiałem, wiesz... - No? - Kurwości, bo tego... - No mówże wreszcie, chłopie. - Bo masz uszy szpiczaste - Akk unosi brwi - no kurwości, ojciec chędożył elfkę czy elf matkę? W odpowiedzi, przyjaciel kopnął go pod stołem, aż łucznik się zachwiał na krześle. - Matka elfka, jeżeli chcesz już wiedzieć. - rzucił mu krótko, dosyć zjadliwym głosem. - Dobra, no, nie żyw urazy żadnej. Chodź, napijmy się. - powiedział Mat, który instynktownie zaczął szukać wódki pod stołem.
*** Karczma zdążyła opustoszeć, a właściciel tego przytułku, musiał się zastanawiać, kiedy ostatnia dwójka również ulegnie urokowi alkoholu. - Akkarin! - zerwał się nagle Mat. - Maaam pytaniee. - Jakie, kurwa, znowu pytanie? - spytał, mówiąc bardzo wolnym głosem, zmęczony wyraźnie. Przyjaciele, popili sobie zdrowo, to trzeba przyznać. Ich nowi kompanii już dawno poszli na spotkanie z brudną podłogą i zaczęli je czyścić swoimi ciałami. Wokół ich stolika leżały porozrzucane we wszystkie strony wypite butelki. Ich widok, zrobiłby wrażenie, na niejednej osobie. - Boo widzisz, zawsze mnie zastanawiała jedna rzecz - ciągnął strzelec, a głowa mu przy tym latała we wszystkie strony. - Tak? - Czy można leczyć za pomocą magii upoojenie alkohoolowe? - spytał wyraźnie zafascynowany zadanym przez siebie pytaniem. Mag zastanowił się przez dłuższą chwilę nad odpowiedzią. Wódka, w dużej ilości, nie wpływała dobrze na myślenie. - Teoretycznie tak - zaczął mówić - ale w praktyce, to już nie baaardzo. - A to czemu? - spytał dość zaciekawiony Mat. - Bo widzisz.. w teorii, jest to jak najbardziej możliwe, ale w praktyce to już nie bardzo. A to kurwa, wszystko przez to, że zwykle jestem zbyt pijany, niż robić cokolwiek innego niż pić alkohol. O magii, nie wspominając nawet. - Aha - spojrzał na niego - to co, jeszcze jedna kolejka? - Nie odmówię - odpowiedział mu i uśmiechnął się lekko.
***
Słońce zaczęło się powoli wychylać zza horyzontu. Alarok był zadowolony. Obejrzał się wokoło swojego namiotu. Był on zdecydowanie sporych rozmiarów. Wewnątrz niego, znajdowało się przy rogu łóżko, na którym siedział. Naprzeciw niego znajdował się stół, na którym rozłożone były mapy działań taktycznych i terenów objętych w skład Lorandii oraz niewypalona świeca, przy której widocznie ktoś musiał siedzieć intensywnie w nocy, gdyż była praktycznie cała wypalona. Po drugiej stronie od stołu, stał stojak, a na nim różnorodne bronie. Ziewając, zakrył swoje usta ręką, po czym zaczął się rozciągać. - Panie! - krzyknął jeden z żołnierzy, który wparował nie zważając na nic, do namiotu dowódcy. Alarok spojrzał na niego, lekko zirytowany, lecz widząc wyraz twarzy podwładnego, wiedział, że to nie jest czas na skarcenie. - Mów - rozkazał mu władczym tonem. - Oddział Ereveńskich wojowników zauważony w pobliżu, Panie - mówił żołnierz, bardzo szybkim i zmęczonym głosem. - Zwiadowcy? - Nie stwierdzono tego, Panie. - Wydaj rozkaz natychmiastowego przygotowania do walki. Niech żołnierze będą gotowi przelewać krew. - Tak jest, Panie. - odpowiedział mu czarnowłosy mężczyzna i równie szybko wybiegł z namiotu, jak do niego wbiegł. Dowódca Nocnych Strażników, wstał, odziewając szybko swoją zbroję. Była ona koloru zielonego, gdzieniegdzie z odcieniami zieleni i czerni. Miejscami spleciona pod styl kolczugi, choć główna część, była uzbrojona w ciężkie, stalowe płytki. Ubrał ją kilkoma szybkimi ruchami, a na głowę zarzucił zielonkawy hełm, który zakrywał większy fragment twarzy i podbiegł do swojej zbrojowni. Wybrał miecz, który najlepiej leżał mu w dłoni, przywiązał pochwę do swego boku i ubrał lekkie rękawice. Wybiegł równie szybko, jak jego poprzednik. Na zewnątrz atmosfera była gorąca. Obóz był naprawdę niezbyt wielkich rozmiarów, tak samo jak liczebność oddziału Alaroka. Żołnierze wsiadali na konie i przygotowywali swoje kopie, które z pewnością, miały zakosztować już niedługo świeżej krwi. Zaraz po tym, jak dowódca wybiegł, podbiegł do niego jeden z żołnierzy, prowadząc ze sobą czarnego rumaka oraz kopie. Alarok szybko wsiadł na konia i przyjął broń, która otrzymał od swojego podwładnego. - Ruszać się, do kurwy nędzy! - zaczął wykrzykiwać, dość gniewnym głosem. Być może i tak nie będziecie mieli już po co tu wracać! - dodał, dość mało pokrzepiającym głosem. Jego drużyna odpowiedziała mu na to, zduszonym westchnięciem i groźnym wyrazem twarzy, który mówił, że nie zamierzali dopuścić do takiej sytuacji.
Chwilę później, oddział był gotowy by wyruszyć. Alarok skończył swoją rozgrzewającą rozmowę przed bitwa i uniósł miecz, sygnalizując wymarsz. Spiął szybko konia i wyruszył przed siebie. - Jest ich zbyt dużo jak na zwiadowców, Panie. - krzyknął ten sam żołnierz, który wcześniej nawiedził dowódcę w jego namiocie. - I zbyt mało jak na regularną armię - dodał - kopie do ramion, daleko przed siebie; sztandary wysoko w górę! Dalej bracia, po zwycięstwo! Konny oddział Alaroka odpowiedział mu wyraźnym entuzjazm. Ich sztandary, wyniośle powiewały na wietrze, a kolorów były różnych - zielonych, fioletowych i czarnych. Gdzieniegdzie, znajdowała się mieszanka tych kolorów. Sunęli szybkim kłusem na swoich wrogów, którzy czekali już po przeciwnej stronie doliny.
[Alarok do przedyskutowania, błędy poprawię jak wrócę, scenę bitwy opiszę w następnym poście. Także, żebyście nie zrobili jakiegoś przeskoku czasowego w swoich postach]
|
Matpollo - 2012-05-14 14:31:21 |
Karczmarz okazał się na tyle dobrym człowiekiem, że poszedł po berserkera, obudził go (co w niektórych przypadkach mogło równać się z samobójstwem) i razem z nim zaniósł łucznika i maga do ich kwater. Beowulf uśmiechnął się patrząc na nieprzytomnego Akkarina, później spojrzał na Mata i uśmiechnął się jeszcze szerzej. A mnie to ominęło bo musiałem pilnować blondynka, pomyślał i pokręcił głową. Gdy Mat zwlókł się na dół, na kanapie siedzieli już wszyscy, wliczając ich więźnia i Akkarina. Karczmarz spojrzał na łucznika i uśmiechnął się ze zrozumieniem, na co Mat skinął głową, uniósł rękę w górę i ruszył w stronę stołu. Szynkarz podrapał się po głowie i po chwili namysłu zniknął za drzwiami na zaplecze. Wrócił stamtąd trzymając oburącz wielką tacę na której stał garniec wody, pięć kubków i butelczyna wódki. Skierował się w stronę stołu przyjaciół. Mat widząc go odetchnął i powiedział na głos: - Takich dobrych ludzi jest już mało, dzięki Ci szlachetny gospodarzu! - uśmiechnął się słabo i sięgnął po wypalony kubek, zaczerpnął wody z naczynia i wypił jednym duszkiem. To samo zrobił mag, co przyniosło mu widoczną ulgę, ponieważ kolor jego twarzy był coraz mniej zielonkawy. - Akkarin, cholera, zanim straciłem świadomość pamiętam Twoje ostatnie słowa... Spojrzałeś tak dziwnie w okno, wiesz, takim przenikliwym wzrokiem jakim patrzą wielcy mędrcy wypatrujący znaków na niebie. I spojrzałeś przez to okno, patrzyłeś tak przez chwilę i powiedziałeś z tym swoim stoickim spokojem, mimo że głowa Ci się chwiała, rzekłeś - Zaczęło się. Mat, to początek. Pelikany nadlatują.
|
Akkarin - 2012-05-15 20:54:29 |
Wody spłynęły krwią. Strażnicy runęli z niesamowitym impetem w dół doliny, na spotkanie z śmiercią. Kopie się spotkały po obydwóch stronach przeciwników, strącając wojowników z koni. Miecze przystąpiły do spotkania, rozpoczynając swój taniec, uderzając coraz to zaciekle. Brzęk żelaza, było można usłyszeć z każdej ze stron. Aby ich taniec wyglądał jeszcze bardziej straszliwie, zaczęły rozlewać strumieniami krew. Alarok był świetnym żołnierzem i dowódcą; znał te kroki doskonale. Sam wojownik jest rzeczą małostkową, nic nie znaczącą - on nie kieruje broni - to ona kieruje jego rękę. Te cechy było można upodobnić do poezji, gdyż powinny one płynąć z serca. Dobry wojownik to wie. Sam taniec, nie skupia się tylko na ruchach ręki - polega on w dużej mierze na odpowiednim stawianiu nóg. Mówi się, że kroki umieszcza się instynktownie, odruchowo. Dobry tancerz, do tego nie może dopuścić. To tutaj właśnie, największy wkład ma wojownik - pracuje nad odpowiednią pracą nóg. Dodaje to subtelności, ruchy stają się płynniejsze, szybsze i zwinniejsze. I zapewniają przeżycie. Tego ranka, nauka tańca, z całą pewnością przydała się dowódcy. Alarok zacisnął mocno zęby. W dole panował bitewny zgiełk; dookoła padały coraz to nowsze trupy. Właśnie ta garstka Strażników, musi stawiać czoła wszelkim niebezpieczeństwu, by bronić kraj od zewnątrz. Każdy z nich, by zostać pełnoprawnym członkiem Zakonu, musi przejść solidne szkolenie bitewne. Istnieją pogłoski, że wśród rekrutów, stosuje się różnego rodzaju eksperymenty, po to, aby mogli skończyć swoje szkolenie. Całość jest skryta mgłą tajemnicy, a jej prawdy są znane jedynie Strażnikom. Dowódca, pchnął swoim mieczem najbliższego przeciwnika. Kopie już dawno zostały odrzucone, a część z pewnością leżała połamana. Zostały za to zastąpione mieczami - wykonane z żelaza, niektóre pokryte rdzą, która podkreślała ich wiek. Konie, nie posiadając już wolnej przestrzeni, musiały jeździć po trupach pokonanych. Alarok spiął swoje rumaka, mając na celu przebicie się na drugą stronę. Wykrzyknął komendę, w Starym Języku, nawołując do żołnierzy, by spróbowali otoczyć wroga. Przecenił się. Przez jego chwile nieuwagi, przez niedopatrzenie, pozwoli się przebić mężczyźnie z włócznią ku niemu. Biegł on na nogach, przygotowując się do ataku. Pchnął on bronią, przebijając bok rumaka. Dowódca Strażników upadł, a z powodu, iż się rozpędzał na koniu, poturlał się, lecz po przeciwnej stronie od jego napastnika. Alarok chwycił tarczę, która tkwiła w dłoni martwego Everyńczyka i się osłonił ją, skrócając dystans między nim, a wojownikiem z włócznią. Skutecznie dobrnął do przeciwnika, a ten nie mogąc nic poradzić swoją nieporęczną bronią na tak krótkim dystansie, zginał, od ciętego uderzenia wzdłuż ciała. W tym samym momencie, niektórzy Strażnicy przebrnęli się przez pole bitwy i zaczęli jeździć wzdłuż niego, atakując błyskawicznymi, lecz i skutecznymi atakami. Wróg próbował wybrnąć z tego impasu, lecz było ich zwyczajnie zbyt mało. Strażnicy, byli znani, jako niezrównani wojownicy i stratedzy. Sama wzmianka o ich szarży, wzbudzała postrach, wśród ludzi niższego stanu. Zepchnęli oni wroga, którzy musieli się pogodzić na te brutalne warunki. Jednakże, w tym momencie, Alarok osłaniał tarczą swoją głowę. Pozostawiony bez konia, był bardzo narażony na ataki kawalerii. Postanowił wychwycić pomysł swojego przeciwnika - sięgnął również po włócznię, lecz zaczął mierzyć zdecydowanie wyżej od niego. Przebijając kolejnych wrogów, poczuł dziwnego rodzaju ulgę, czując ich oszołomione spojrzenia i upadające bez ruchu ciała. Alarok liczył ciała. Za dużo. Zdecydowanie za dużo. I tak jest nas do cholery mało, pomyślał. Ciała leżały porozrzucane po dolinie, jakby ku przestrodze dla innych. Sztandary Strażników były wbite w ziemie, powiewając dumnie na triumf. Pozostali przy życiu rozglądali się wokół w poszukiwaniu łupów, a cały krajobraz dopełniały bezpańskie konie, które biegały wzdłuż horyzontu, na którym nadal wstawało słońce. Przywódca skinął ręką, przywołując do siebie jednego z żołnierzy. Jego ciemnofioletowy pancerz poplamiony krwią, zaszeleścił szumem, godnego jego uzbrojenia i odbiło się echem. - Sytuacja dojrzała - rzekł jego dowódca - pora zawiadomić Króla. - Mam wysłać któregoś z posłańców? Zastanowił się nad odpowiedzią. - Nie, wyruszysz osobiście. Im szybciej, tym lepiej Elviku. A teraz ruszaj. Słońce nadal unosiło się nad horyzontem, zwiastując nowy dzień.
|
Beowulf - 2012-05-20 18:04:28 |
- Beo, pójdź po blondynka, zaraz wychodzimy. - Akkarin skinął w stronę berserkera i podszedł do lady. Wyciągnął zza pazuchy skórzany mieszek z pieniędzmi i wręczył go gospodarzowi - Drogi karczmarzu, zapłata za naszą wizytę - szynkarz ukłonił głowę i schował nie małą zapłatę do kieszeni obdartych spodni. Beowulf wszedł do swojej kwatery, w której siedział ich związany więzień. Wojownik wyciągnął miecz. - Proszę cię, nie rób tego - zapiszczał blondynek i schował głowę między kolana. - Nie chcesz żebym cię rozwiązywał ? Proszę bardzo, ale wątpię jak będziesz szedł ze związanymi nogami - Beowulf zaśmiał się gromko po czym przeciął liny. Złapał chłopaka za koszulę i razem zeszli na dół. - Lili, Mat, wstawajcie, Beo wrócił. - Czwórka kompanów i prowadzony przez berserkera blondynek wyszli z karczmy.
|
Matpollo - 2012-05-21 19:21:56 |
Minęło jeszcze kilka chwil nim wyruszyli - a to Mat trzymający rękę na brzuchu powlókł sie niepewnym krokiem za winkiel, a to konie trzeba była zabrać ze stajni. W końcu jednak wszyscy trzymając się razem ruszyli raźnie na zachód tym samym traktem co wczorajszej nocy. Przynajmniej niektórzy jechali raźnie - Mat z początku niepewnie patrzył na konia, jednak jego żołądek po pewnym czasie zdołał się uspokoić. Blondyn pod wpływem Beowulfa zaczął podawać kolejne wskazówki dotyczące celu podróży. Oczywiście nasi przezorni bohaterowie zastosowali tortu... Znaczy się, środki perswazji, zanim powiedzieli mu o tym co wyciągnęli od chłopa w karczmie. Zeznania pokryły się, toteż drużyna przy następnym rozdrożu obrała trasę na południe. Czekała ich długa droga, prawdopodobnie przez stolicę Lorandii.
***
Mat spoglądał w niebo i prowadził spokojnie konia. Wyciągnął już wcześniej swoją fajkę, o której odbył wcześniej pogawędkę z Beowulfem. Mat twierdził że tytoń fajkowy rozjaśnia myśli, natomiast wojownik za cholerę nie mógł pojąć jak Akkarin i Mat mogą wtłaczać do płuc ten dym. Łucznik powrócił po raz kolejny myślami do zielonych, wyżynnych łąk, czerwonych kwiatów i świata uchwyconego na krótki moment przed wybuchem pożogi która strawiła jego krainę. Z tych zielonych pól i łąk pozostały już tylko wspomnienia - wspomnienia beztroskich lat młodzieńczego życia które z tak ogromnym kontrastem przeszły w lata ucieczki i wygnania. Ale to już inna historia. W tym samym momencie kiedy Mat pogrążony we wspomnieniach przyglądał się niebu, Beowulf i Akkarin rozprawiali o ojczyźnie Norda. Beowulf z lubością wspominał lata spędzone w domu. Nordowie to hardy lud, przystosowany do życia w tak surowym klimacie Wyspy. Bo stamtąd się Ci potężni wojownicy wywodzą. Zaintrygowany tym, jak Mat usilnie wpatruje się w niebo Beowulf przerwał na chwilę dywagacje Akkarina i rzucił do łucznika: - Czego Ty tam tak szukasz, drogi kurduplu? Na te słowa Mat uśmiechnął się i potrząsnął głową odrzucając włosy w bok. - Wypatruję pelikanów, drogi brzydalu. - Mat nie był zadowolony z tego co zrobił Beowulf - wyrwał go z tego świata w który tak bardzo pragnął się zatapiać, wyrwał go z rozmyśleń o tym co kocha i czego pragnie. To poczciwy prosty mężczyzna, łucznik pomyślał o wojowniku i uśmiechnął się w duchu po czym znów przystąpił do wyciszania się i zatapiania w świat odległych wspomnień.
|
Lilianne - 2012-05-21 20:10:10 |
Promienie słońca delikatnie otulały twarz Lili. Podniosła kościstą dłoń i przyjrzała się snopom światła prześwitującym jej przez palce. Akk i Beo nadal pogrążeni byli w rozmowie na temat pełnego przygód dzieciństwa norda, natomiast Mat w zamyśleniu zaciągał się swoją fajką. Kółeczka z dymu delikatnie rozmywały się na tle błękitnego nieba. Ptaki śpiewały wśród gałęzi drzew, różnokolorowe motyle goniły się po łąkach. Wszystko wydawało się takie sielankowe, spokojne. Wyjechali już z lasu i wlokli się szeroką drogą wśród bezgranicznych pól pszenicy. Dziewczyna sięgnęła po swoją sakwę z wodą i pociągnęła łyk. Popatrzyła na linię horyzontu i zaczęła rozmyślać. Przydałoby się gdzieś stanąć i zażyć kąpieli. Wypralibyśmy ubrania, odświeżyli się. Tylko gdzie ja tu wśród pól jezioro znajdę? Pogrążona we własnym świecie wygładziła grzywę swojego białego konia i odgarnęła kosmyk opadający jej na twarz. W sumie to cieszę się, że na nich trafiłam. Momentalnie na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
|
Akkarin - 2012-05-26 08:17:44 |
- Zatrzymajmy się - zaproponował Beo, po czym zaczął od razu wcielać w życie swój plan. - Tam, na tamtej dolinie. - Po co? - spytał mag. - Zaschło mi w gardle - w oczach berserkera poczuł przeszywający błysk. - A co, nie napiłbyś się? - Jasne. Zatrzymujemy się, kompanio! - uniósł rękę do góry i zaczął wykrzykiwać komendy. - Jak ty tak możesz? - zapytał łucznik ochrypłym głosem, którego nadal głowa pękała w trzok, od wczorajszego incydentu. - Powiedziałem, że nie mogę leczyć upojenia alkoholowego, kiedy jestem tylko i wyłącznie pijany. Mat uśmiechnął się do niego leciutko. - Mogłeś nie leczyć kaca za pomocą magii. Rozumiesz, dobrze wpływa na ciało, w sensie, że się hartujesz. - skwitował jego niegdyś słowa, sam mówiąc cicho przy tym. - Nie marudź. Poza tym, Beło już zdążył popędzić konia na piknik, zobacz - wskazał na niego ręką. - Nigdy nie urządzałem piknika. - ironicznie dopowiedział do przyjaciela. Strzelec pokręcił głową i podążył za nimi wraz z Lili. - Nie jedliśmy poza tym dzisiaj nawet śniadania - stwierdziła. - Nie martw się - odpowiedział do niej Mat - Akkarin może nie jeść przez miesiąc i równie dobrze nie spać przez ten okres. - To co on by wtedy robił w takim stanie? - Nie uwierzyłabyś. Choć, bo zaczną bez nas. - Popędzili konie do kłusy, doganiając resztę drużyny.
<Mat będzie teraz pisać, ok? Bo on lubi gadać przy ognisku, a ja i tak nie mam zbyt dużo czasu. I jeszcze jedno. CHCE UJRZEĆ WASZE PROPOZYCJE NA NAZWĘ STOLICY LORANDII, JESZCZE DZISIAJ. Nie możemy jechać przez cholera wie jaki okres do niej, zwłaszcza, że cały czas się znajdujemy blisko niej. Swoimi pomysłami zarzucę wieczorem.>
|
Matpollo - 2012-05-27 15:15:51 |
Dolina ciągnąca się równolegle do ścieżki okazała się być idealnym miejscem na obozowisko. Na środku znajdował się mały staw oddzielony kilkoma skałami od płaskiego miejsca które nadawało się na palenisko. Znaleźli tam nawet mały krąg ułożony z kamieni, przeznaczony na palenisko. Lili wyruszyła by umyć się w jeziorku. Obok znajdowało się kilka drzew, toteż berserker czym prędzej udał się odłamywać suche gałęzie i przynieść opał. Mat spojrzał nań, i widząc że odpina topór od pasa, szepnął do Akkarina: - Patrz no, skurwiela... Beowulf począł ścinać gruby, zeschnięty pień. Uderzenia topora wykruszały coraz to większe kawały drewna. W końcu pień przewrócił się, a Beowulf przypiął topór do pasa. Jakby tego było mało, chwycił pień i zaczął taszczyć go do ogniska. Widząc skonsternowane miny maga i łucznika, wzruszył ramionami i przyciągnął pień jeszcze bliżej. Zdjął topór ponownie, odciosał gałęzie oraz połamany koniec, po czym usiadł na pracy swego topora. Niedbale oparł broń o nowo powstałe siedzisko, i zaczął odrywać kawałki kory. Mat wzruszył ramionami i poukładał niedbale patyki. Akkarin posłał niedużą kulę ognia, powodując podpalenie niektórych gałęzi. Po chwili ognisko miło skwierczało. Łucznik usiadł na pniu i począł wyjmować jedzenie z sakwy otrzymanej od karczmarza, a niesionej przez niego. Były tam suchary oraz ususzone mięso. - Też mi obiad, cholera... - Mat wstał i poszedł w kierunku lasu znajdującego się niedaleko. Wchodząc do niego zdjął łuk.
|
Lilianne - 2012-05-27 21:03:19 |
Lili przeszła przez niedużą łąkę i zatrzymała się przed trawą sięgającą jej powyżej pasa. Wyciągnęła swój miecz, który błysnął w blasku promieni słonecznych i zanurzyła go w trawie. Szła torując sobie drogę, aż wreszcie znalazła się przed jeziorem. Otaczający ją krajobraz odbijał się w idealnie płaskiej tafli wody. Dziewczyna usiadła na stojącym nieopodal porośniętym mchem kamieniu. Rozwiązała czarną tasiemkę podtrzymującą jej gorset, który zsunął się z niej i opadł na trawę. Zdjęła resztę ubrań oraz buty, a następnie związała sobie rzemykiem włosy w luźny kok. Podbiegła do wody i stopniowa zaczęła do niej wchodzić. Brrr, jak zimno. W dodatku te przeklęte owady - dodała odganiając latające wokół niej ważki. W końcu cała zanurzyła się w lodowatej wodzie. Popływała w niej chwilę, a wynurzając się momentalnie dostała gęsiej skórki. Trzęsąc się z zimna przeszła do kamienia, przy którym zostawiła ubrania i zaczęła się ubierać. Przeczesała pokołtunione, mokre włosy, a następnie weszła w utorowaną wcześniej ścieżkę wśród traw. Wróciła do przyjaciół i usiadła jak najbliżej ogniska, by się ogrzać.
|
Akkarin - 2012-05-27 21:04:40 |
- I jak, jesteś mokra? - spytał zjadliwie Beo widząc Lili, która rozrzucała swoje włosy na bok. Słońce zaczęło dominować nad ziemią, co oznaczało, że zbliża się południe. Wśród promieni słonecznych upominało się ono, grzejąc dookoła. Lili ogarnęła jeszcze raz włosy i przejechała ręką po czole, skąd nadal kapały kropelki wody. - Pewnie nie tak, jak ty. - odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Beowulf uniósł brwi i spojrzał na nią pytająco. - Co, myślałeś, że jestem głucha? - zapytała drwiąco, trzymając się rękoma za biodra. - Zapomniałeś już, co opowiadałeś Akkarinowi? - Ach, o to chodzi. - odpowiedział, po czym pokiwał głową ze zrozumieniem. - Tak - ciągnęła swoje wywody Lili. - Cztery kobiety w łóżku podczas jednej nocy. Co za rewelacja! - No, nie krępuj się, opowiadaj. I jak było? Podobało ci się? - Chcesz wiedzieć? - zapytał oschle Beło, wyprowadzony lekko z równowagi, co było zamiarem kobiety. Zrobił ku niej dwa kroki i zaczął wymachiwać swoim wskazującym palcem. - Nie zdążył. Było za późno, a on zbyt zmęczony - wtrącił Akkarin, siedząc na swoim koniu bokiem i paląc przy tym fajkę. Uśmiechał się z nią w buzi z szerokim uśmiechem, lecz nie wydał odgłosu śmiechu - nawet niewspomagany piwem, poszedł spać. Sam. Teraz berserker odwrócił się w jego kierunku, nadal grożąc swoim palcem. Natomiast za jego plecami zaczęła się śmiać Lili, co sprowadziło kolejne zamieszanie w głowie mężczyzny, gdyż nie wiedział co ma uczynić. - Jestem - wykrzyknął Mat, przerywając ich dyskusji. - Patrzcie, co złapałem! - uniósł prawą rękę, pokazując wszystkim triumfalnie białego królika. - Och, uwielbiam mięso z królika! - zapiszczała z zachwytem Lili. To z kolei już całkiem spowodowało zdziwienie berserkera. Widocznie nigdy nie jadał królików, a przyzwyczajony musiał być do tłustych potraw. - Beo, pomóż Matowi przy zwierzęciu - przyda mu się z pewnością dodatkowa para rąk - powiedział Akkarin, nadal się nie pozbywając głupawego uśmiechu. - Sam sobie poradzi - burknął - Jest w końcu myśliwym. - A ty wojownikiem. Chyba musiałeś widzieć gorsze rzeczy od odbieranego ze skóry królika. - Jestem, ale.. czemu sam nie pójdziesz? - spytał dobitnie. - Bo jestem magiem, mój drogi. - Jak ciebie potnę moim toporem, to już nim nie będziesz, a jedynie stertą gówna. Czarodziej wypuszczał kolejne obłoki dymu. Był rozbawiony, tak nerwową reakcją towarzysza. - Ryzykowne. Ale nie polecałbym. - Ach tak? - spytał groźnie. Jego rozmówca mu tylko jednak przytaknął gestem głowy, po czym wskazał swoim palcem na Lilianne. - Jest kobietą. Niech ona mu pomoże. Ta jednak spojrzała na niego groźnie. - Nie wchodziłbym wkurzonej kobiecie w drogę. Naprawdę. - odpowiedział mag, po czym puścił oko do dziewczyny. Akkarin przerwał napięcie, odwrócił się na wierzchowcu w stronę Mata i na niego spojrzał. - Wiesz, że tam, na wschodzie, za rzeką Dejos, znajdują się szerokie puszcze. Ponoć, sporo tam królików - poprawił się jeszcze raz w siodle i puścił kolejne kółeczka z fajki - Może byś spróbował kiedyś swoich sił, co? - Wybacz, wątpię żebym w najbliższym czasie się znajdował w tamtejszej okolicy. - odpowiedział z cichym westchnieniem. - Kto wie? - zapytał retorycznie na głos. - Życie jest dziwne. Jednego dnia masz wszytko - mały domek, kochającą żonkę i szczęśliwie dzieci. Potem przychodzi jakiś oddział wojskowych - dom podpalają, żonę gwałcą, a dzieci zabijają. A ty, wracasz do niegdyś spokojnej wioski, ale nie masz już niczego do szukania, oprócz śmierci i zniszczenia. Ludzi cechuje nienawiść, ambicja, bardzo często skrywana nieświadomie przy okazji - ponoć człowiek z natury nie jest ani zły ani dobry, więc powiedz mi, skąd tyle zła dookoła? Rozejrzyj się. Chęć władzy, pożądanie, na co to wszystko? Czy właśnie z tych powodów ludzie i elfy mordują się od kilku tysięcy lat? Bo oni mają szpiczaste uszy, a ludzie nie? Bo są długowiecznie, a ludzie nie? Skąd ta chęć dyskryminacji, władzy nad innymi rasami? Większość ludzi by się zaśmiała w tym momencie i splunęła, chociaż oni sami właśnie nie wiedzą po co to czynią! Czy robią to, aby się utrzymać, czy czerpią radość z rozlewu krwi? Nie, każdy człowiek ma w sobie potwora. Spójrz, do jakich czynów każdy z nas potrafi się posunąć. Ale jednak, ludzi cechuje też strach. Obawa przed utratą życia, majątku, czasem kogoś bliskiego. Każdy człowiek, spogląda na innego, i tylko czeka, aż się on potknie. Czemu nie zaatakują, kiedy wilk warczy? Obawiają się nawet potęgi żywiołu - kiedy na morzu rozpętana jest burza, nigdy nie ujrzysz nikogo spacerującego po plaży, a kiedy świeci słońce, to i spotkasz cała żandarmerię. Nie dopuszczają do siebie myśli, że coś może być potężniejszego od nich, żeby coś nad nimi dominowało. Zabawne, prawda? Chcą władać, wzbudzać strach, a sami się boją tego samego. Kto wie, kto wie? - uśmiechnął się i zaśmiał się cynicznym śmiechem. - Chyba straciłem wątek. - odpowiedział mu przyjaciel, przy którym przytaknął głupkowato nord, który widocznie zdecydował się pomóc przez ten czas Matowi. - Ale pomimo tego całego zła, który jest na świecie, jest miejsce na dobro - zaczął ponownie Akkarin, zwracając się jednak tym razem w kierunku Lili. Zszedł z konia i zaczął się przechadzać, ciągnąć za sobą swoje czarne szaty. Podszedł do krzaków, na których rosły pojedyncze różę. Zerwał jedną z nich i zaczął kontynuować swoją wypowiedź - zobacz, jaka obumarła i brzydka stała się ta roślina - mówił, w kierunku kobiety. - A tu proszę - pomimo tego, nadal z niej może urosnąć przepiękny kwiat. Wyniosła, czerwona róża, niebezbronna, bo z kolcami. - Zjesz z nami? - przerwał mu ponownie Mat, spoglądając na upieczonego królika nad paleniskiem. - Nie, dziękuje - mruknął lekko urażony; zarzucił swymi szatami tak, że zaczęły powiewać na wietrze, i dosiadł swojego konia. - Jadę na przejażdżkę. - Jak tam chcesz - rzucił mu krótko łucznik, ale mag już zdążył spiąć konia i zmusił go do kusu, przeskakując pobliskie zarośla i kierując się na Trakt Królewski. Reszta, zaczęła się zajadać pieczonym królikiem, a na twarzy berserkera, pojawiło się zdziwienie, że może być takie smaczne.
***
Trójka towarzyszy stała ze spuszczonymi ramionami na drodze. Ich miny wyrażały zdziwienie, zażenowanie i wściekłość. - O kurwa - zaklął Beo - A ja myślałem, że zaczynam go rozumieć. Zakpił sobie z nas! - złożył dłoń w pięść i by uderzył pewnie w stół, gdyby takowy się znajdował w pobliżu. - Niemożliwe. Nie mógł sobie tak pojechać; ja go znam! - krzyczał Mat - A widzisz go gdzieś, kurduplu? Bo ja, kurwa, nie widzę. - Wróci. Znam go przecież. - upierał się. Rozmówcy usłyszeli śmiech. Kobiecy. Lili stała obok nich i tym razem z kolei, to ona się śmiała z tajemniczym uśmiechem. - Nie znasz go. Ani trochę - powiedziała - Nic nie zrozumiałeś, prawda? - a kiedy ujrzała otwierające się usta łucznika i zamykające zaraz po tym, dodała - Myślę, że on nie zna tak naprawdę samego siebie. - Co teraz? - spytał berserker. Jedziemy dalej, ku stolicy? - Tak. - powiedział twardo Mat, nie wierząc chyba w to, co się wydarzyło. - Tak. Wypadałoby opłacić też kilku najemników i wtedy w stronę Kahyru, a potem.. - Posłuchaj - wtrącił wkurzony Beo. - Chcę ci przypomnieć, że nie mamy z czego opłacić jakichkolwiek najemników. Poza tym, nie wiem, po co my się za wami, a właściwie teraz za tobą włóczymy, prawda, kobieto? - spytał, patrząc na Lili. - Teraz to ty posłuchaj - odpowiedział gniewnym głosem strzelec, który widocznie sam się teraz zdenerwował - Nie prosiłem żadnego z was, abyście nam towarzyszyli - krzyczał, kreśląc przy tym rękoma dziwne gesty - Chcesz odejść? Proszę bardzo. Myślałem, że brakuje ci trochę dobrej zabawy - oddalił się trochę i zaczął chodzić na zmianę w kółko - A z pieniędzmi, zawsze można coś wymyślić. - A więc jesteście gotowi? Gotowi, by wyruszyć? - spytała dobitnie Lili. Mężczyźni na nią spojrzeli, na co dodała - W takim razie ruszamy. Do Dorwaru! - krzyknęła i widocznie teraz to ona przejęła ster.
|
Matpollo - 2012-05-31 19:00:27 |
- Wszystko w porządku, ruszajmy, pewnie. Ale najpierw proponuję zająć się tym obozowiskiem - Mat zgasił trochę dziewczynę. - Chwila chwila. Panie strzelcze. Może i wyglądam na nieokrzesanego, niechlujnego, - Lili przywołała na swoje usta uśmiech ogromnej aprobaty, na co Beowulf nie zwrócił uwagi, albo może nawet nie zauważył - i w dodatku bezmózgiego berserkera, ale potrafię połączyć pewne fakty. Jesteś strzelcem, jakieś pół godziny temu przyniosłeś nam królika. - Do rzeczy. - odparł sucho Mat. - Nie możesz go wytropić? - Mogę, Beowulf. Ale nie powinienem. - Mat spojrzał na niego i ruszył w stronę ogniska. Przechodząc obok wojownika, rzucił krótko, tak, by Lili nie mogła słyszeć. - Ona nie miała racji. Weź blondynka na bok i się go pozbądź. Trójka spakowała swoje rzeczy i przygotowała konie do wyjazdu. Kilka minut wcześniej Beowulf ogłuszył trzonkiem topora blondynka, odciągnął na bok i zrobił swoje. Lili zbyła to krótkim spojrzeniem, jednak nic nie powiedziała. Po chwili wszyscy spięli konie i ruszyli przez wydeptaną trawę na trakt. Skierowali się na południe, w stronę Dorwaru. Tym razem jechali w jednym szeregu - Mat pośrodku. - Zatrzymując się co noc, dotrzemy tam w cztery dni. Zatrzymywać się tak zamierzamy, prawda? - widząc iż kompanionowie nie mają nic przeciwko, łucznik kontynuował - pieniędzy ubywa. Ludzka rzecz. Jest kilka godzin po południu, karczmę i las zostawiliśmy za sobą rano, toteż nie wrócę tam, by znaleźć wilka. Uczęszczamy traktem prowadzącym od morza, i Twojej Wyspy, Beo. Toteż spotkamy wiele karawan kupieckich, nadarzy się okazja żeby coś zarobić. I nie, nie mam na myśli rabowania tych handlarzy. Wystarczy że coś sprzedamy. Trzeba się rozglądać za pieniędzmi, od zaraz.
I wyruszyli. Atmosfera nie była już tak beztroska jak wcześniej - musieli zatroszczyć się o pieniądze, a to niechybnie znaczyło przygody. A z przygodami nierozdzielne są - bitki, uciekanie, krew, rozwalone nosy, ogniska. Ale nieraz bywało gorzej. Nie kończyło się na wybitych zębach czy leżeniu w malignie. Ileż to razy Mat pomagał w usypywaniu kurhanu, ileż to razy wyprawa kończyła na panewce, a łucznik lądował w rynsztoku. Tak bywa, niestety.
|
Akkarin - 2012-06-03 20:43:55 |
Akkarin galopował na koniu. Rześki wiatr unosił jego czarne włosy, które powiewały za jego uszy. Był kilka godzin przed jego byłymi towarzyszami, którzy pewnie dopiero co się zorientowali, że nie ma zamiaru wracać do tej hołoty. Wszystko sobie dokładnie wykalkulował. Nadciąga zmierzch, więc będą zmuszeni nocować, podczas gdy on będzie nadal podróżować, gdyż niestanowi to dla niego problemu. Poza tym, zawsze przy sobie trzymał chociażby jeden pełen mieszek złota, podczas - z tego co się dowiedział - ich stan majątkowy wynosił parę miedziaków. Będą zmuszeni popracować w Dorwarze, lub zajmą się rabunkiem. Chociaż znając Mata, nie zezwoli na to, bo głupiec ma za dobre serce. W stolicy zawsze się znajdzie pełno skurwysynów, którzy z przyjemnością opłacą swoich pracowników poprzez usunięcie niedogodnego celu, bądź za zwykłą ochronę. Ostatecznie, zawsze pozostaje burdel. Uśmiechnął się drwiąco i wyciągnął jedną z monet, którą zaczął się bawić, mimo iż jechał w dość szybkim tempie. Ponoć prawdziwy mężczyzna, zawsze powinien mieć przy sobie trochę grosza. Pozwolił myślą ucichnąć i wsłuchał się w rytmiczne odgłosy kroku konia.
|
Lilianne - 2012-06-03 21:01:04 |
Lili nie wiedziała co myśleć o całej sytuacji. Akka - towarzysza, z którym rozumiała się najlepiej - nie było już z nimi. Nie wiedziała kiedy wróci, czy w ogóle wróci! Nie miała też pojęcia czemu od nich odszedł. Może to wszystko przeze mnie? Przecież on uwielbiał spędzać czas z Beo i Matem. Niby tak się odłączył, bez powodu? Przez głowę przechodziły jej tysiące myśli. Myślała o tym, czy też odejść. Znajdę Akka, jakoś go dogonię. Po chwili stwierdziła jednak, że nie ma to sensu. Dziewczyna jechała pogrążona w myślach, z głową opuszczoną w dół. Wyglądała na przygnębioną, kilka łez spłynęło jej po policzkach. Panowała grobowa atmosfera, chłopcy od chwili wyruszenia nie odezwali się ani słowem.
|
Matpollo - 2012-06-04 11:50:40 |
http://www.youtube.com/watch?v=i_4GVm9a … re=related
Mat jadąc środkiem rozglądał się po okolicach. Nic się nie zmieniło - nadal otaczały ich rozkwitające kwiatami łąki, miejscami ustępujące polom ciągnącym się aż ku horyzont. Pola te obsiane mieniły się złociście w popołudniowym słońcu, zachęcając do zanurzenia się pomiędzy nie i pójścia - tam, do najdalszego ich krańca. Matowi na myśl przywodziły one dom - Aleathę. Kraj, w którym tak bardzo podobne pola stanowiły znaczną większość, w którym łucznik dorastał i wychowywał się. Kraj, za którym tak bardzo tęsknił. Ziemie Aleathy położone są na dalekim wschodzie, za rzeką Dejos. Niegdyś był dobrze rozwiniętym gospodarczo państwem - handel opierał się tam na eksportowaniu zboża. Spokojny, nie nękany przez zarazy ani wojny kraj, otwarty na wszystkich którzy pragną spokoju lub też samotności. Dużą jego część zajmowały także porośnięte trawami stepy. Kraj mlekiem i miodem płynący, mogłoby się wydawać. Ludziom nie wiodło się źle, ani za dobrze. Wiadomo, wszędzie są możnowładcy którzy chcą się wzbogacić. Dla Mata wspomnienia były jedynym co mu zostało. Wspomnienia i lśniący łańcuszek z zawieszką w postaci liścia lotosu. Podarunek od dziewczyny, o której już wcześniej wspominaliśmy. Tabriel, co w Pradawnym Języku znaczyło "lotos". Gdy tylko Mat mógł się wyciszyć, przywoływał do siebie obrazy, które nigdy nie znikną z jego pamięci. Smukła, rozświetlona wieczornym słońcem twarz, niesforny delikatny lok opadający na policzek i głębokie błękitne oczy. Widział ją co dzień, widział każdy szczegół jej pięknej twarzy, znał na pamięć najdrobniejszą kroplę wody która spadła na jej czoło z tego jednego jedynego samotnego drzewa. Czuł na swoich ustach pocałunek którego nigdy nie zapomni. Pamiętał wioskę, ludzi tak beztrosko siedzących razem, cieszących się fajką i opowieściami z dalekich krain. To jedyne co mu zostało po tym, jak dziki lud skośnookich wojowników spalił całe połacie pól, wioski, jak zrabował i zamordował jego rodzinę, przyjaciół, ukochaną. Całe to działanie odbiło się mocno na gospodarce Krain Centralnych. Wędrował. Uciekał. Uczył się, jak przetrwać. Był skazany na wieczną tułaczkę, ucieczkę, wędrówkę. Widział ją codziennie. Widział jak tańczyła, jak przeskakiwała boso z kamienia na kamień, czuł zimną wodę strumyka przemykającą między palcami jego stóp.
Przez całe życie błąkałem się bez celu czekając na dzień kiedy wezmę cię za rękę, i będę śpiewał Ci piosenki. Wtedy powiedziałabyś: połóż się ze ze mną i kochaj mnie, i wtedy na pewno bym z Tobą został, ale teraz czuję się coraz starszy... Myślę, że już na zawsze będę po prostu włóczęgą...
Co Mat mógł zrobić? Już na zawsze będzie wędrowcem. Być może inni nazwą go poczciwym głupcem. Lecz w gruncie rzeczy taki był. Poczciwym człowiekiem. Staję się sentymentalny.
|
Matpollo - 2012-07-21 16:27:39 |
Z rozmyślań wyrwało go szturchnięcie berserkera, który zatrzymał się razem z Lili na drodze. Mat zrobił to samo i spojrzał w przód. Ujrzał pięciu mężczyzn stojących na dziedzińcu w jednym szeregu. Wszyscy byli dobrze zbudowani, trzech z nich było uzbrojonych kolejno w krótki topór, miecz i pałkę nabitą gwoździami. Pozostała dwójka, stojąca po bokach szeregu trzymała w gotowości łuki. Stojący na środku wyszedł z szeregu i stanął na szeroko postawionych nogach trzymając ręce na biodrach. - No i już wiemy czego chcą - Beowulf pokręcił głową i sięgnął do siodła, gdzie przytroczony miał swój hełm z rogami - nie sprawdza się tatałajstwo podczas oblężenia lub bitwy, bo wróg stojący na nasypie może łatwo go zdjąć. - Mhm, dodaje uroku, tym z przodu się spodoba. - Lili powiedziała bezbarwnym głosem. - Beło Beło, pokaż rogi, skurwesynu srogi. - Mat sparodiował dziecięcą przyśpiewkę uśmiechając się nieznacznie. Beowulf na to wybuchnął śmiechem i założył hełm na głowę. Rogi na pewno dodały uroku jego postaci, nagrał srogości dzięki tej ozdobie. Dłoń skierował na trzonek toporu, tak samo jak Lili na rękojeść miecza. Mat zdjął z ramienia łuk. Dwójka ruszyła naprzód, a Mat nałożył w tym czasie strzałę na cięciwę. Przyjrzał się łukom dwójce stojącej z boku rabusiów - nie były one pokaźne, zdolne jednak do przebicia skórzanego pancerza Norda. Mat wzdrygnął się i skarcił w duchu za tą myśl. Dwójka tymczasem zbliżała się do bandytów. Gdy zbliżyli się na odległość dwustu metrów, stojący na środku człowiek, wyglądający na herszta rabusiów, poruszył rękoma które opierał na barkach. Gest ten nie uszedł Matowi, który zdezorientowany rozejrzał się, jednak nic nie zauważył, poza stojącymi po bokach ścieżki nielicznymi wielkimi drzewami. Wtem dwaj łucznicy stojący po bokach szeregu nałożyli wprawnym ruchem strzały na cięciwy i wycelowali w stronę dwójki. Mat był gotowy do wypuszczenia strzały już wtedy gdy łucznicy sięgali ręką po pociski. Zwolnił cięciwę gdy tylko tamci dwaj unieśli łuki, zaraz jednak dotarło do niego, że nie zdąży zestrzelić ich obu zanim strzelą. Strzała przebiła płuco łucznika stojącego po lewej. Trójka bandytów stojących na środku czekała na Beowulfa który wyrwał się do przodu, a w tym samym momencie kiedy strzała przebijała bandytę, Mat modlił się żeby drugi chybił i celował jednocześnie w łucznika po prawej. Lilianne zachłysnęła się krwią i parę sekund później spadła z konia tracąc świadomość. W ostatniej fazie lotu, przed tym jak uderzyła głową w brukowany dziedziniec, ujrzała drzewce strzały sterczące jej z szyi. A później? Później napłynęła tylko ciemność. Beowulf sięgnął ostrzem topora herszta bandytów w momencie kiedy strzała przebijała trzeciego napastnika, stojącego po prawej. Gdy herszt umierał, stojący trochę dalej mężczyzna, wsunął swój topór w nogi konia Norda. Koń runął razem ze swoim jeźdźcem. W momencie kiedy chybiona strzała Mata padała obok ostatniego przeciwnika, Beowulf próbował wyswobodzić nogę spod cielska konia, a ręką sięgnąć po topór leżący jednak zbyt daleko. Chwilę później ostrze żeleźca topora bandyty wbiło się w głowę berserkera. Później? A później kolejna fala ciemności spadła na kolejną osobę tego dnia. Mat rozpaczliwie wypuścił ostatnią strzałę i spojrzał rozpaczliwie na drgającego Norda, obok którego upadło ciało bandyty. Drgania ustały. Mat zeskoczył z konia, wyciągnął jeszcze jedną strzałę z kołczanu i chwycił łuk oraz pocisk w jedną rękę. Podbiegł najpierw do Lili, a gdy zobaczył plamę krwi wokół rozbitej głowy i puste, martwe oczy bez wyrazu, odbiegł do Beowulfa. Twarz Norda zastygła w grymasie zdziwienia, oddech ustał. Mat runął na kolana przed nim, odłożył powoli łuk i spojrzał na Beowulfa.
|
Cerxina - 2012-07-30 13:58:04 |
Ubrana w czarny płaszcz falujący na wietrze, z rozpuszczonymi, brązowymi włosami sięgającymi pasa młoda kobieta nadjeżdżała z północy. Podróżowała od dwunastego roku, od czasu, gdy rodzice wygnali ją ze swojej wioski pod zarzutem morderstwa, którego nie popełniła. Ale nikt w to nie wierzył. Początkowo więzili ją tylko o chlebie i wodzie w piwnicy, później dopiero wygnali, lecz było coraz gorzej. Ojciec, nie mogący przeboleć występku córki, wysłał za nią zbirów, aby przynieśli mu jej głowę. Wolał by była martwa, niż kradła lub oddawała się innym za pieniądze potrzebne do życia. Jednak udało jej się ucieć. Cudem. Pogrążona była w smętnych rozmyśleniach o przeszłości marszcząc czoło, gdy nagle jej kary wierzchowiec zaczął kręcić się niespokojnie i parskać. Ocknęła się i rozejrzała wokół. Otaczały ją pola i łąki pełne rozmaitych kwiatów, lecz wokół panowała wszechobecna cisza, tak nietypowa dla tych terenów, gdzie zawsze przynajmniej ptaki cicho śpiewały, krążąc nad jej głową. Wszystkie jej zmysły zaczęły krzyczeć ostrzegawczo, że coś jest nie w porządku. Zatrzymała konia i z lekkością zeskoczyła na ziemię, po czym pogładziła wierzchowca po jedwabistej szyi. - Ciii... uspokój się - szepnęła wyprowadzając go z traktu. Przywiązała wodzę do pobliskiego drzewa i rozpoczęła wędrówkę traktem na południe, gdzie bez wątpienia coś się stało. Już po paru minutach poczułą znaną jej woń - zapach krwi. Zeszła ze ścieżki i skierowała skradając się w stronę pagórka. Starając się narobić jak najmniej hałasu, wytęrzyła wszystkie zmysły i przycupnęła za kępką trawy na szczycie. Jej oczom ukazało się osiem trupów porozrzucanych w nieładzie, przy czym jednym z nich była młoda kobieta. Krew była wszędzie barwiąc szkarłatem zdeptane przez wierzchowce trawy. Zatrzymała wzrok na młodym mężczyźnie, którego wzięła za trupa. Ruszał się. Poruszyła się niespokojnie, podczas, gdy on odwrócił się prędko kierując wzrok prosto na nią. Zamarłą z szeroko otwartymi oczami niezdolna do żadnej innej reakcji.
|
Akkarin - 2012-07-31 02:32:44 |
Minęło kilka dni. Akkarin pędził na koniu ze swoją niezłomną pewnością siebie. Jego czarne, powiewające na wietrze szaty, zawsze dawały mu poczucia wyższego stanu. Dawały mu egoistycznej pewności siebie, wytrzymałości. Prawie jak na prochach, z tą tylko różnicą, że nie był byle jakim chłystkiem. Co prawda, był zwykłym podróżnikiem, który przemierzył świat wzdłuż i wszerz, jego wysoki potencjał magiczny pozwalał na znacznie więcej. Czyżby był to potencjał niewykorzystany? Może. I choć z pewnością mógłby podpiec dupy tym cwaniakom z Rady swoimi ognistymi kulami i osiągnąć odpowiednią rangę; status społeczny nie uczynił tego. Wielka strata? Jest co prawda strasznym egoistą i zimnym skurwysynem, co by go kwalifikowało do odpowiedniego stołka politycznego. Dziwne postępowanie? Władza to władza, a ona sama w sobie jest jak niekontrolowana używka. Może po prostu nie lubi sztywnych tytułów? Kto wie. Wieści na gościńcu rozpowszechniają się szybciej od rannego ptaka, a plotki już od dawna opowiadały o masakrze w lesie, podczas której w walce poległ nieznany nikomu rosły barbarzyńca. Ludzie uwielbiają takie opowieści, a póki tego wydarzenia nie zakryje inne, będzie poruszane cały czas, aż miejscowi pijaczyny się spiją na umór tanim trunkiem. I chociaż nie miał pewności czy Mat żyje, kierował się ku stolicy. Wiedział, że jeżeli przeżył, to siedzi w ciemny kącie jakieś karczymy i wzbudza ogień zainteresowania wśród chłopów. Poza tym, mag wykorzystał swój czas. Uruchomił stare kontakty - co prawda do samego miasta nie miał okazji wstąpić, to pojeździł po okolicznych wsiach i miasteczkach. Większość czasu spędził u dawnego znajomego, na którego przywykł wołać 'Miszczem'. Choć sam przydomek nie określał jego, jako sędziwego, starego łysego staruszka, toteż był łysy, tyle że z wyboru. W każdym razie, Akkarin dowiedział się wiele ciekawych rzeczy. Zapewne, jedną z ciekawszych jest przypowieść o najnowszym bohaterze miejscowym, który szybko awansował na status dowódcy, i jeździ z małym haremem w celu szerzenia dobroci i wzajemnej miłości. Przy odpowiednim rozegraniu można byłoby to wykorzystać, by rozwiązać chociaż niektóre problemy Mata. Jeżeli żyje. Jeżeli jednak nie, to właśnie same się rozwiązały.
|
Matpollo - 2012-07-31 19:04:38 |
Wróćmy jednak do wydarzeń, kiedy Akk zmierzał dopiero na herbatkę u Miszcza, a Cerxina ujrzała po raz pierwszy Mata.
Łucznik zdawał się nie zwrócić uwagi, lub może nawet nie zauważyć kobiety stojącej na pagórku. Kątem oka dostrzegł ją co prawda, ale nie przejął się wcale - był w szoku, patrząc na otwarte jeszcze puste oczy Beowulfa i jego twarz wykrzywioną w grymasie.
|
Cerxina - 2012-07-31 19:24:41 |
Cerxina potrząsnęła głową i z wahaniem skierowała się w ich kierunku. Poprawiła płaszcz i stanęła spoglądając nieufnie na łuk leżący obok mężczyzny. Odchrząknęła próbując zwrócić jego uwagę.
|
Matpollo - 2012-07-31 19:31:19 |
Mat spojrzał na Cerxinę nieobecnym wzrokiem i mruknął: - Mhm, aha, mhm. Dzień dobry. - przeniósł wzrok z niej z powrotem na ciało berserkera.
|
Cerxina - 2012-07-31 19:41:31 |
Westchnęła przeciągle nachylając się lekko. - Dzień dobry. Jestem Cerxina – odpowiedziała pewnym głosem, mimo, iż nie wiedziała, czego się może po nim spodziewać. Mężczyzna wyglądał na przybitego i nieobecnego, więc raczej nie stanowił dla niej zagrożenia. – Co się tu stało?
|
Matpollo - 2012-07-31 20:26:43 |
I co ja mam powiedzieć, cholera? - Bandyci. - Powiedział znów tym samym pustym głosem, i wskazał głową na ciała z których sterczały drzewce strzał.
|
Cerxina - 2012-07-31 20:34:53 |
Ogarnęła wzrokiem miejsce walki i spojrzała na niego z irytacją. - To wstań, przestań się użalać nad sobą i mi pomóż to posprzątać - powiedziała zbyt ostro. Ruszyła w kierunku martwej kobiety. Wiele razy widziała śmierć i jej skutki, ale ten widok zawsze robił na niej nieprzyjemne wrażenie. - Co z tym zrobimy? - skrzywiła się nieznacznie. - Znałeś ich chociaż?
|
Matpollo - 2012-07-31 20:46:50 |
Mat zaśmiał się ponuro, gdy kobieta powiedziała coś o użalaniu się. Gdyby tylko znała ich wcześniej - a przynajmniej Beowulfa, bo to z nim był bardziej związany. Pokiwał jednak głową i wstał. - Spalę, tak robią Nordowie, a on - łucznik wskazał głową ciało Beowulfa - był jednym z nich. Lilianne nie, ale spalę ją razem z nim. Bandyci? Co mi po nich. - Zaśmiał się ponuro, i zaczął chodzić miedzy trupami, odrzynając sakramentalnie sakiewki. - Bierz, jeśli potrzebujesz.
|
Cerxina - 2012-08-01 09:22:13 |
Cerxina poszła za jego przykładem. Wyciągnęła sztylet i pozbawiła trzech bandytów sakiewek, bo cóż im niby po nich? -Niedaleko jest mój wierzchowiec. Pójdę po niego i przy okazji nazbieram chrustu i drewna na ognisko. – Włożyła sakwy do kieszeni wewnątrz płaszcza. – Tam niedaleko – wskazała pobliski las – jest niewielka polana. Tam ich spalimy Odwróciła się i zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku, z którego przybyła. Spojrzała jeszcze przez ramię na mężczyznę i powiedziała: - Nie łam się. Jakoś będzie.
|
Matpollo - 2012-08-01 10:32:40 |
Mat kiwnął tylko głową wdzięcznie i spojrzał w stronę zagajnika na który wskazała nieznajoma kobieta, a później na ciało wojownika. Odległość była duża. A-ha. Na pewno jesteś ciężki, nordycki sukinsynu. Pewnie masz w dupie to że będę ciągnął Cię po ziemi. Łucznik zaśmiał się ponuro. Pokaleczony w nogi koń berserkera odbiegł gdzieś, Mat nie zwrócił jednak na to uwagi. Chwycił truchło za ręce, i począł ciągnąć w stronę zagajnika. Nord był ciężki. Mat z trudnością zaciągnął go pod jedno z drzew na obrzeżu. Otarł czoło i wrócił do ciała kobiety. Pokręcił lekko głową i nachylił się nad ciałem Lilianne. Usiłując wyjąć z jej ciała strzałę, ułamał drzewce. Zaklął, i odrzucił ułamaną część strzały. Chwycił Lili za nogi i odciągnął w pobliże Beowulfa. Jedynym powodem dla którego nie podniósł jej i nie przerzucił przez bark, było to że mógłby w ten sposób poplamić swój płaszcz krwią. Wrócił na ścieżkę i spojrzał na pagórek z którego powinna nadejść kobieta. Skąd ona się w ogóle wzięła, i dlaczego do cholery chce mi pomóc? Nie wierzę, świat się zmienia. Wzruszył ramionami.
|
Cerxina - 2012-08-01 11:06:12 |
Cerxina weszła na polanę ciągnąć za sobą obładowanego wierzchowca. Zabrała z jego grzbietu chrust i położyła go na środku polany układając stos. - Masz krzesiwo? – zapytała odwracając się do mężczyzny.
|
Matpollo - 2012-08-02 07:31:22 |
Mat pokręcił głową. Co się ze mną dzieje, kurwa. Przecież nie dam rady spalić ich na takiej kupce chrustu. - To za mało drewna, muszę ich tak zostawić. Pora ruszać do Dorwaru, dzięki za pomoc. To rzekłszy, Mat odwrócił się i ruszył w stronę swojego łuku, by go podnieść. Kobieta ruszyła za nim, łucznik zignorował to jednak. Nasunął łuk na ramię i przygnębiony ruszył w stronę swojego konia, który zajął się skubaniem trawy. - I co, pojedziesz sobie? - zawołała za nim i prychnęła. - A co mam zrobić? - rzucił przez ramię, idąc ciągle w stronę wierzchowca. - Mhm. Zaczekaj, wyjaśnij mi chociaż co się stało. I nie chcę usłyszeć tylko słowa bandyci. - Aha, mam Ci to wyjaśnić. - Mat zatrzymał się i odwrócił, po czym kontynuował. - Rozumiesz, bandyci dopadli nas jak goniliśmy ślimaki. Diablo szybkie ślimaki - mokro było, a się kurzyło. - Mat zacytował stary krasnoludzki żart i uśmiechnął się ponuro, choć nie było mu wcale do śmiechu. - Zmierzasz do Dorwaru? - Jakoś tak. - Nie wiedziała co sądzić o nieznajomym sobie mężczyźnie. W szoku zachowywał się dziwnie, jednak zaczynał znów myśleć racjonalnie. - Zatem, jedź ze mną. Przyda mi się towarzystwo, a samemu niebezpiecznie podróżować, nawet po tym trakcie. - popatrzył na kobietę pytająco.
|
Cerxina - 2012-08-03 09:03:11 |
Przyjrzała mu się uważnie i podeszła do niego. - No to jeszcze raz. Jestem Cerxina - wyciągnęła rękę, a łucznik ją uścisnął. - Mat. To jedziesz? Zastanowiła się chwilę i z uśmiecham ruszyła do swojego wierzchowca. Zwinnie wskoczyła na siodło i podjechała do mężczyzny. - Mogę dotrzymać ci towarzystwa.
|
Matpollo - 2012-08-03 14:20:43 |
- Mhm, jedźmy więc. - Powiedział Mat i spiął konia, nie odzywając się już więcej. Chciałbym ujrzeć już Dorwar.
|
Cerxina - 2012-08-04 15:46:21 |
Cerxina westchnęła przeciągle i pojechała za nim. Podróż mijała w milczeniu, jednak krajobraz się nie zmieniał. Po kilku godzinach jazdy w oddali zamajaczył Dorwar.
|