Forum, dla ludzi z wyobraźnią.
Cześć, poGGadamy później, bo jestem zajęta GGadaniem z infobotem ; *
Dolina ciągnąca się równolegle do ścieżki okazała się być idealnym miejscem na obozowisko. Na środku znajdował się mały staw oddzielony kilkoma skałami od płaskiego miejsca które nadawało się na palenisko. Znaleźli tam nawet mały krąg ułożony z kamieni, przeznaczony na palenisko. Lili wyruszyła by umyć się w jeziorku. Obok znajdowało się kilka drzew, toteż berserker czym prędzej udał się odłamywać suche gałęzie i przynieść opał. Mat spojrzał nań, i widząc że odpina topór od pasa, szepnął do Akkarina:
- Patrz no, skurwiela...
Beowulf począł ścinać gruby, zeschnięty pień. Uderzenia topora wykruszały coraz to większe kawały drewna. W końcu pień przewrócił się, a Beowulf przypiął topór do pasa. Jakby tego było mało, chwycił pień i zaczął taszczyć go do ogniska. Widząc skonsternowane miny maga i łucznika, wzruszył ramionami i przyciągnął pień jeszcze bliżej. Zdjął topór ponownie, odciosał gałęzie oraz połamany koniec, po czym usiadł na pracy swego topora. Niedbale oparł broń o nowo powstałe siedzisko, i zaczął odrywać kawałki kory.
Mat wzruszył ramionami i poukładał niedbale patyki. Akkarin posłał niedużą kulę ognia, powodując podpalenie niektórych gałęzi. Po chwili ognisko miło skwierczało. Łucznik usiadł na pniu i począł wyjmować jedzenie z sakwy otrzymanej od karczmarza, a niesionej przez niego. Były tam suchary oraz ususzone mięso.
- Też mi obiad, cholera... - Mat wstał i poszedł w kierunku lasu znajdującego się niedaleko. Wchodząc do niego zdjął łuk.
Ostatnio edytowany przez Matpollo (2012-05-29 07:12:10)
Offline
Użytkownik
Lili przeszła przez niedużą łąkę i zatrzymała się przed trawą sięgającą jej powyżej pasa. Wyciągnęła swój miecz, który błysnął w blasku promieni słonecznych i zanurzyła go w trawie. Szła torując sobie drogę, aż wreszcie znalazła się przed jeziorem. Otaczający ją krajobraz odbijał się w idealnie płaskiej tafli wody. Dziewczyna usiadła na stojącym nieopodal porośniętym mchem kamieniu. Rozwiązała czarną tasiemkę podtrzymującą jej gorset, który zsunął się z niej i opadł na trawę. Zdjęła resztę ubrań oraz buty, a następnie związała sobie rzemykiem włosy w luźny kok. Podbiegła do wody i stopniowa zaczęła do niej wchodzić. Brrr, jak zimno. W dodatku te przeklęte owady - dodała odganiając latające wokół niej ważki. W końcu cała zanurzyła się w lodowatej wodzie. Popływała w niej chwilę, a wynurzając się momentalnie dostała gęsiej skórki. Trzęsąc się z zimna przeszła do kamienia, przy którym zostawiła ubrania i zaczęła się ubierać. Przeczesała pokołtunione, mokre włosy, a następnie weszła w utorowaną wcześniej ścieżkę wśród traw. Wróciła do przyjaciół i usiadła jak najbliżej ogniska, by się ogrzać.
Ostatnio edytowany przez Lilianne (2012-06-01 18:00:56)
Offline
- I jak, jesteś mokra? - spytał zjadliwie Beo widząc Lili, która rozrzucała swoje włosy na bok. Słońce zaczęło dominować nad ziemią, co oznaczało, że zbliża się południe. Wśród promieni słonecznych upominało się ono, grzejąc dookoła. Lili ogarnęła jeszcze raz włosy i przejechała ręką po czole, skąd nadal kapały kropelki wody.
- Pewnie nie tak, jak ty. - odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Beowulf uniósł brwi i spojrzał na nią pytająco.
- Co, myślałeś, że jestem głucha? - zapytała drwiąco, trzymając się rękoma za biodra. - Zapomniałeś już, co opowiadałeś Akkarinowi?
- Ach, o to chodzi. - odpowiedział, po czym pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Tak - ciągnęła swoje wywody Lili. - Cztery kobiety w łóżku podczas jednej nocy. Co za rewelacja! - No, nie krępuj się, opowiadaj. I jak było? Podobało ci się?
- Chcesz wiedzieć? - zapytał oschle Beło, wyprowadzony lekko z równowagi, co było zamiarem kobiety. Zrobił ku niej dwa kroki i zaczął wymachiwać swoim wskazującym palcem.
- Nie zdążył. Było za późno, a on zbyt zmęczony - wtrącił Akkarin, siedząc na swoim koniu bokiem i paląc przy tym fajkę. Uśmiechał się z nią w buzi z szerokim uśmiechem, lecz nie wydał odgłosu śmiechu - nawet niewspomagany piwem, poszedł spać. Sam.
Teraz berserker odwrócił się w jego kierunku, nadal grożąc swoim palcem. Natomiast za jego plecami zaczęła się śmiać Lili, co sprowadziło kolejne zamieszanie w głowie mężczyzny, gdyż nie wiedział co ma uczynić.
- Jestem - wykrzyknął Mat, przerywając ich dyskusji. - Patrzcie, co złapałem! - uniósł prawą rękę, pokazując wszystkim triumfalnie białego królika.
- Och, uwielbiam mięso z królika! - zapiszczała z zachwytem Lili. To z kolei już całkiem spowodowało zdziwienie berserkera. Widocznie nigdy nie jadał królików, a przyzwyczajony musiał być do tłustych potraw.
- Beo, pomóż Matowi przy zwierzęciu - przyda mu się z pewnością dodatkowa para rąk - powiedział Akkarin, nadal się nie pozbywając głupawego uśmiechu.
- Sam sobie poradzi - burknął - Jest w końcu myśliwym.
- A ty wojownikiem. Chyba musiałeś widzieć gorsze rzeczy od odbieranego ze skóry królika.
- Jestem, ale.. czemu sam nie pójdziesz? - spytał dobitnie.
- Bo jestem magiem, mój drogi.
- Jak ciebie potnę moim toporem, to już nim nie będziesz, a jedynie stertą gówna.
Czarodziej wypuszczał kolejne obłoki dymu. Był rozbawiony, tak nerwową reakcją towarzysza.
- Ryzykowne. Ale nie polecałbym.
- Ach tak? - spytał groźnie. Jego rozmówca mu tylko jednak przytaknął gestem głowy, po czym wskazał swoim palcem na Lilianne. - Jest kobietą. Niech ona mu pomoże. Ta jednak spojrzała na niego groźnie.
- Nie wchodziłbym wkurzonej kobiecie w drogę. Naprawdę. - odpowiedział mag, po czym puścił oko do dziewczyny.
Akkarin przerwał napięcie, odwrócił się na wierzchowcu w stronę Mata i na niego spojrzał.
- Wiesz, że tam, na wschodzie, za rzeką Dejos, znajdują się szerokie puszcze. Ponoć, sporo tam królików - poprawił się jeszcze raz w siodle i puścił kolejne kółeczka z fajki - Może byś spróbował kiedyś swoich sił, co?
- Wybacz, wątpię żebym w najbliższym czasie się znajdował w tamtejszej okolicy. - odpowiedział z cichym westchnieniem.
- Kto wie? - zapytał retorycznie na głos. - Życie jest dziwne. Jednego dnia masz wszytko - mały domek, kochającą żonkę i szczęśliwie dzieci. Potem przychodzi jakiś oddział wojskowych - dom podpalają, żonę gwałcą, a dzieci zabijają. A ty, wracasz do niegdyś spokojnej wioski, ale nie masz już niczego do szukania, oprócz śmierci i zniszczenia. Ludzi cechuje nienawiść, ambicja, bardzo często skrywana nieświadomie przy okazji - ponoć człowiek z natury nie jest ani zły ani dobry, więc powiedz mi, skąd tyle zła dookoła? Rozejrzyj się. Chęć władzy, pożądanie, na co to wszystko? Czy właśnie z tych powodów ludzie i elfy mordują się od kilku tysięcy lat? Bo oni mają szpiczaste uszy, a ludzie nie? Bo są długowiecznie, a ludzie nie? Skąd ta chęć dyskryminacji, władzy nad innymi rasami? Większość ludzi by się zaśmiała w tym momencie i splunęła, chociaż oni sami właśnie nie wiedzą po co to czynią! Czy robią to, aby się utrzymać, czy czerpią radość z rozlewu krwi? Nie, każdy człowiek ma w sobie potwora. Spójrz, do jakich czynów każdy z nas potrafi się posunąć. Ale jednak, ludzi cechuje też strach. Obawa przed utratą życia, majątku, czasem kogoś bliskiego. Każdy człowiek, spogląda na innego, i tylko czeka, aż się on potknie. Czemu nie zaatakują, kiedy wilk warczy? Obawiają się nawet potęgi żywiołu - kiedy na morzu rozpętana jest burza, nigdy nie ujrzysz nikogo spacerującego po plaży, a kiedy świeci słońce, to i spotkasz cała żandarmerię. Nie dopuszczają do siebie myśli, że coś może być potężniejszego od nich, żeby coś nad nimi dominowało. Zabawne, prawda? Chcą władać, wzbudzać strach, a sami się boją tego samego. Kto wie, kto wie? - uśmiechnął się i zaśmiał się cynicznym śmiechem.
- Chyba straciłem wątek. - odpowiedział mu przyjaciel, przy którym przytaknął głupkowato nord, który widocznie zdecydował się pomóc przez ten czas Matowi.
- Ale pomimo tego całego zła, który jest na świecie, jest miejsce na dobro - zaczął ponownie Akkarin, zwracając się jednak tym razem w kierunku Lili. Zszedł z konia i zaczął się przechadzać, ciągnąć za sobą swoje czarne szaty. Podszedł do krzaków, na których rosły pojedyncze różę. Zerwał jedną z nich i zaczął kontynuować swoją wypowiedź - zobacz, jaka obumarła i brzydka stała się ta roślina - mówił, w kierunku kobiety. - A tu proszę - pomimo tego, nadal z niej może urosnąć przepiękny kwiat. Wyniosła, czerwona róża, niebezbronna, bo z kolcami.
- Zjesz z nami? - przerwał mu ponownie Mat, spoglądając na upieczonego królika nad paleniskiem.
- Nie, dziękuje - mruknął lekko urażony; zarzucił swymi szatami tak, że zaczęły powiewać na wietrze, i dosiadł swojego konia. - Jadę na przejażdżkę.
- Jak tam chcesz - rzucił mu krótko łucznik, ale mag już zdążył spiąć konia i zmusił go do kusu, przeskakując pobliskie zarośla i kierując się na Trakt Królewski. Reszta, zaczęła się zajadać pieczonym królikiem, a na twarzy berserkera, pojawiło się zdziwienie, że może być takie smaczne.
***
Trójka towarzyszy stała ze spuszczonymi ramionami na drodze. Ich miny wyrażały zdziwienie, zażenowanie i wściekłość.
- O kurwa - zaklął Beo - A ja myślałem, że zaczynam go rozumieć. Zakpił sobie z nas! - złożył dłoń w pięść i by uderzył pewnie w stół, gdyby takowy się znajdował w pobliżu.
- Niemożliwe. Nie mógł sobie tak pojechać; ja go znam! - krzyczał Mat
- A widzisz go gdzieś, kurduplu? Bo ja, kurwa, nie widzę.
- Wróci. Znam go przecież. - upierał się.
Rozmówcy usłyszeli śmiech. Kobiecy. Lili stała obok nich i tym razem z kolei, to ona się śmiała z tajemniczym uśmiechem.
- Nie znasz go. Ani trochę - powiedziała - Nic nie zrozumiałeś, prawda? - a kiedy ujrzała otwierające się usta łucznika i zamykające zaraz po tym, dodała - Myślę, że on nie zna tak naprawdę samego siebie.
- Co teraz? - spytał berserker. Jedziemy dalej, ku stolicy?
- Tak. - powiedział twardo Mat, nie wierząc chyba w to, co się wydarzyło. - Tak. Wypadałoby opłacić też kilku najemników i wtedy w stronę Kahyru, a potem..
- Posłuchaj - wtrącił wkurzony Beo. - Chcę ci przypomnieć, że nie mamy z czego opłacić jakichkolwiek najemników. Poza tym, nie wiem, po co my się za wami, a właściwie teraz za tobą włóczymy, prawda, kobieto? - spytał, patrząc na Lili.
- Teraz to ty posłuchaj - odpowiedział gniewnym głosem strzelec, który widocznie sam się teraz zdenerwował - Nie prosiłem żadnego z was, abyście nam towarzyszyli - krzyczał, kreśląc przy tym rękoma dziwne gesty - Chcesz odejść? Proszę bardzo. Myślałem, że brakuje ci trochę dobrej zabawy - oddalił się trochę i zaczął chodzić na zmianę w kółko - A z pieniędzmi, zawsze można coś wymyślić.
- A więc jesteście gotowi? Gotowi, by wyruszyć? - spytała dobitnie Lili. Mężczyźni na nią spojrzeli, na co dodała - W takim razie ruszamy. Do Dorwaru! - krzyknęła i widocznie teraz to ona przejęła ster.
Offline
Cześć, poGGadamy później, bo jestem zajęta GGadaniem z infobotem ; *
- Wszystko w porządku, ruszajmy, pewnie. Ale najpierw proponuję zająć się tym obozowiskiem - Mat zgasił trochę dziewczynę.
- Chwila chwila. Panie strzelcze. Może i wyglądam na nieokrzesanego, niechlujnego, - Lili przywołała na swoje usta uśmiech ogromnej aprobaty, na co Beowulf nie zwrócił uwagi, albo może nawet nie zauważył - i w dodatku bezmózgiego berserkera, ale potrafię połączyć pewne fakty. Jesteś strzelcem, jakieś pół godziny temu przyniosłeś nam królika.
- Do rzeczy. - odparł sucho Mat.
- Nie możesz go wytropić?
- Mogę, Beowulf. Ale nie powinienem. - Mat spojrzał na niego i ruszył w stronę ogniska. Przechodząc obok wojownika, rzucił krótko, tak, by Lili nie mogła słyszeć. - Ona nie miała racji. Weź blondynka na bok i się go pozbądź.
Trójka spakowała swoje rzeczy i przygotowała konie do wyjazdu. Kilka minut wcześniej Beowulf ogłuszył trzonkiem topora blondynka, odciągnął na bok i zrobił swoje. Lili zbyła to krótkim spojrzeniem, jednak nic nie powiedziała. Po chwili wszyscy spięli konie i ruszyli przez wydeptaną trawę na trakt. Skierowali się na południe, w stronę Dorwaru. Tym razem jechali w jednym szeregu - Mat pośrodku.
- Zatrzymując się co noc, dotrzemy tam w cztery dni. Zatrzymywać się tak zamierzamy, prawda? - widząc iż kompanionowie nie mają nic przeciwko, łucznik kontynuował - pieniędzy ubywa. Ludzka rzecz. Jest kilka godzin po południu, karczmę i las zostawiliśmy za sobą rano, toteż nie wrócę tam, by znaleźć wilka. Uczęszczamy traktem prowadzącym od morza, i Twojej Wyspy, Beo. Toteż spotkamy wiele karawan kupieckich, nadarzy się okazja żeby coś zarobić. I nie, nie mam na myśli rabowania tych handlarzy. Wystarczy że coś sprzedamy. Trzeba się rozglądać za pieniędzmi, od zaraz.
I wyruszyli. Atmosfera nie była już tak beztroska jak wcześniej - musieli zatroszczyć się o pieniądze, a to niechybnie znaczyło przygody. A z przygodami nierozdzielne są - bitki, uciekanie, krew, rozwalone nosy, ogniska. Ale nieraz bywało gorzej. Nie kończyło się na wybitych zębach czy leżeniu w malignie. Ileż to razy Mat pomagał w usypywaniu kurhanu, ileż to razy wyprawa kończyła na panewce, a łucznik lądował w rynsztoku. Tak bywa, niestety.
Ostatnio edytowany przez Matpollo (2012-06-03 18:56:50)
Offline
Akkarin galopował na koniu. Rześki wiatr unosił jego czarne włosy, które powiewały za jego uszy. Był kilka godzin przed jego byłymi towarzyszami, którzy pewnie dopiero co się zorientowali, że nie ma zamiaru wracać do tej hołoty. Wszystko sobie dokładnie wykalkulował. Nadciąga zmierzch, więc będą zmuszeni nocować, podczas gdy on będzie nadal podróżować, gdyż niestanowi to dla niego problemu. Poza tym, zawsze przy sobie trzymał chociażby jeden pełen mieszek złota, podczas - z tego co się dowiedział - ich stan majątkowy wynosił parę miedziaków. Będą zmuszeni popracować w Dorwarze, lub zajmą się rabunkiem. Chociaż znając Mata, nie zezwoli na to, bo głupiec ma za dobre serce. W stolicy zawsze się znajdzie pełno skurwysynów, którzy z przyjemnością opłacą swoich pracowników poprzez usunięcie niedogodnego celu, bądź za zwykłą ochronę. Ostatecznie, zawsze pozostaje burdel. Uśmiechnął się drwiąco i wyciągnął jedną z monet, którą zaczął się bawić, mimo iż jechał w dość szybkim tempie. Ponoć prawdziwy mężczyzna, zawsze powinien mieć przy sobie trochę grosza. Pozwolił myślą ucichnąć i wsłuchał się w rytmiczne odgłosy kroku konia.
Offline
Użytkownik
Lili nie wiedziała co myśleć o całej sytuacji. Akka - towarzysza, z którym rozumiała się najlepiej - nie było już z nimi. Nie wiedziała kiedy wróci, czy w ogóle wróci! Nie miała też pojęcia czemu od nich odszedł. Może to wszystko przeze mnie? Przecież on uwielbiał spędzać czas z Beo i Matem. Niby tak się odłączył, bez powodu? Przez głowę przechodziły jej tysiące myśli. Myślała o tym, czy też odejść. Znajdę Akka, jakoś go dogonię. Po chwili stwierdziła jednak, że nie ma to sensu. Dziewczyna jechała pogrążona w myślach, z głową opuszczoną w dół. Wyglądała na przygnębioną, kilka łez spłynęło jej po policzkach. Panowała grobowa atmosfera, chłopcy od chwili wyruszenia nie odezwali się ani słowem.
Ostatnio edytowany przez Lilianne (2012-06-04 16:40:16)
Offline
Cześć, poGGadamy później, bo jestem zajęta GGadaniem z infobotem ; *
http://www.youtube.com/watch?v=i_4GVm9a … re=related
Mat jadąc środkiem rozglądał się po okolicach. Nic się nie zmieniło - nadal otaczały ich rozkwitające kwiatami łąki, miejscami ustępujące polom ciągnącym się aż ku horyzont. Pola te obsiane mieniły się złociście w popołudniowym słońcu, zachęcając do zanurzenia się pomiędzy nie i pójścia - tam, do najdalszego ich krańca.
Matowi na myśl przywodziły one dom - Aleathę. Kraj, w którym tak bardzo podobne pola stanowiły znaczną większość, w którym łucznik dorastał i wychowywał się. Kraj, za którym tak bardzo tęsknił.
Ziemie Aleathy położone są na dalekim wschodzie, za rzeką Dejos. Niegdyś był dobrze rozwiniętym gospodarczo państwem - handel opierał się tam na eksportowaniu zboża. Spokojny, nie nękany przez zarazy ani wojny kraj, otwarty na wszystkich którzy pragną spokoju lub też samotności. Dużą jego część zajmowały także porośnięte trawami stepy. Kraj mlekiem i miodem płynący, mogłoby się wydawać. Ludziom nie wiodło się źle, ani za dobrze. Wiadomo, wszędzie są możnowładcy którzy chcą się wzbogacić.
Dla Mata wspomnienia były jedynym co mu zostało. Wspomnienia i lśniący łańcuszek z zawieszką w postaci liścia lotosu. Podarunek od dziewczyny, o której już wcześniej wspominaliśmy. Tabriel, co w Pradawnym Języku znaczyło "lotos". Gdy tylko Mat mógł się wyciszyć, przywoływał do siebie obrazy, które nigdy nie znikną z jego pamięci. Smukła, rozświetlona wieczornym słońcem twarz, niesforny delikatny lok opadający na policzek i głębokie błękitne oczy. Widział ją co dzień, widział każdy szczegół jej pięknej twarzy, znał na pamięć najdrobniejszą kroplę wody która spadła na jej czoło z tego jednego jedynego samotnego drzewa. Czuł na swoich ustach pocałunek którego nigdy nie zapomni. Pamiętał wioskę, ludzi tak beztrosko siedzących razem, cieszących się fajką i opowieściami z dalekich krain.
To jedyne co mu zostało po tym, jak dziki lud skośnookich wojowników spalił całe połacie pól, wioski, jak zrabował i zamordował jego rodzinę, przyjaciół, ukochaną. Całe to działanie odbiło się mocno na gospodarce Krain Centralnych.
Wędrował. Uciekał. Uczył się, jak przetrwać. Był skazany na wieczną tułaczkę, ucieczkę, wędrówkę.
Widział ją codziennie. Widział jak tańczyła, jak przeskakiwała boso z kamienia na kamień, czuł zimną wodę strumyka przemykającą między palcami jego stóp.
Przez całe życie błąkałem się bez celu
czekając na dzień kiedy wezmę cię za rękę,
i będę śpiewał Ci piosenki.
Wtedy powiedziałabyś:
połóż się ze ze mną i kochaj mnie,
i wtedy na pewno bym z Tobą został,
ale teraz czuję się coraz starszy...
Myślę, że już na zawsze będę po prostu włóczęgą...
Co Mat mógł zrobić? Już na zawsze będzie wędrowcem. Być może inni nazwą go poczciwym głupcem. Lecz w gruncie rzeczy taki był. Poczciwym człowiekiem.
Staję się sentymentalny.
Ostatnio edytowany przez Matpollo (2012-06-06 10:46:06)
Offline
Cześć, poGGadamy później, bo jestem zajęta GGadaniem z infobotem ; *
Z rozmyślań wyrwało go szturchnięcie berserkera, który zatrzymał się razem z Lili na drodze. Mat zrobił to samo i spojrzał w przód. Ujrzał pięciu mężczyzn stojących na dziedzińcu w jednym szeregu. Wszyscy byli dobrze zbudowani, trzech z nich było uzbrojonych kolejno w krótki topór, miecz i pałkę nabitą gwoździami. Pozostała dwójka, stojąca po bokach szeregu trzymała w gotowości łuki. Stojący na środku wyszedł z szeregu i stanął na szeroko postawionych nogach trzymając ręce na biodrach.
- No i już wiemy czego chcą - Beowulf pokręcił głową i sięgnął do siodła, gdzie przytroczony miał swój hełm z rogami - nie sprawdza się tatałajstwo podczas oblężenia lub bitwy, bo wróg stojący na nasypie może łatwo go zdjąć.
- Mhm, dodaje uroku, tym z przodu się spodoba. - Lili powiedziała bezbarwnym głosem.
- Beło Beło, pokaż rogi, skurwesynu srogi. - Mat sparodiował dziecięcą przyśpiewkę uśmiechając się nieznacznie.
Beowulf na to wybuchnął śmiechem i założył hełm na głowę. Rogi na pewno dodały uroku jego postaci, nagrał srogości dzięki tej ozdobie. Dłoń skierował na trzonek toporu, tak samo jak Lili na rękojeść miecza. Mat zdjął z ramienia łuk. Dwójka ruszyła naprzód, a Mat nałożył w tym czasie strzałę na cięciwę. Przyjrzał się łukom dwójce stojącej z boku rabusiów - nie były one pokaźne, zdolne jednak do przebicia skórzanego pancerza Norda. Mat wzdrygnął się i skarcił w duchu za tą myśl.
Dwójka tymczasem zbliżała się do bandytów. Gdy zbliżyli się na odległość dwustu metrów, stojący na środku człowiek, wyglądający na herszta rabusiów, poruszył rękoma które opierał na barkach. Gest ten nie uszedł Matowi, który zdezorientowany rozejrzał się, jednak nic nie zauważył, poza stojącymi po bokach ścieżki nielicznymi wielkimi drzewami.
Wtem dwaj łucznicy stojący po bokach szeregu nałożyli wprawnym ruchem strzały na cięciwy i wycelowali w stronę dwójki. Mat był gotowy do wypuszczenia strzały już wtedy gdy łucznicy sięgali ręką po pociski. Zwolnił cięciwę gdy tylko tamci dwaj unieśli łuki, zaraz jednak dotarło do niego, że nie zdąży zestrzelić ich obu zanim strzelą. Strzała przebiła płuco łucznika stojącego po lewej.
Trójka bandytów stojących na środku czekała na Beowulfa który wyrwał się do przodu, a w tym samym momencie kiedy strzała przebijała bandytę, Mat modlił się żeby drugi chybił i celował jednocześnie w łucznika po prawej.
Lilianne zachłysnęła się krwią i parę sekund później spadła z konia tracąc świadomość. W ostatniej fazie lotu, przed tym jak uderzyła głową w brukowany dziedziniec, ujrzała drzewce strzały sterczące jej z szyi. A później? Później napłynęła tylko ciemność.
Beowulf sięgnął ostrzem topora herszta bandytów w momencie kiedy strzała przebijała trzeciego napastnika, stojącego po prawej.
Gdy herszt umierał, stojący trochę dalej mężczyzna, wsunął swój topór w nogi konia Norda. Koń runął razem ze swoim jeźdźcem.
W momencie kiedy chybiona strzała Mata padała obok ostatniego przeciwnika, Beowulf próbował wyswobodzić nogę spod cielska konia, a ręką sięgnąć po topór leżący jednak zbyt daleko. Chwilę później ostrze żeleźca topora bandyty wbiło się w głowę berserkera. Później? A później kolejna fala ciemności spadła na kolejną osobę tego dnia.
Mat rozpaczliwie wypuścił ostatnią strzałę i spojrzał rozpaczliwie na drgającego Norda, obok którego upadło ciało bandyty. Drgania ustały. Mat zeskoczył z konia, wyciągnął jeszcze jedną strzałę z kołczanu i chwycił łuk oraz pocisk w jedną rękę. Podbiegł najpierw do Lili, a gdy zobaczył plamę krwi wokół rozbitej głowy i puste, martwe oczy bez wyrazu, odbiegł do Beowulfa.
Twarz Norda zastygła w grymasie zdziwienia, oddech ustał. Mat runął na kolana przed nim, odłożył powoli łuk i spojrzał na Beowulfa.
Offline
Użytkownik
Ubrana w czarny płaszcz falujący na wietrze, z rozpuszczonymi, brązowymi włosami sięgającymi pasa młoda kobieta nadjeżdżała z północy. Podróżowała od dwunastego roku, od czasu, gdy rodzice wygnali ją ze swojej wioski pod zarzutem morderstwa, którego nie popełniła. Ale nikt w to nie wierzył. Początkowo więzili ją tylko o chlebie i wodzie w piwnicy, później dopiero wygnali, lecz było coraz gorzej. Ojciec, nie mogący przeboleć występku córki, wysłał za nią zbirów, aby przynieśli mu jej głowę. Wolał by była martwa, niż kradła lub oddawała się innym za pieniądze potrzebne do życia. Jednak udało jej się ucieć. Cudem.
Pogrążona była w smętnych rozmyśleniach o przeszłości marszcząc czoło, gdy nagle jej kary wierzchowiec zaczął kręcić się niespokojnie i parskać. Ocknęła się i rozejrzała wokół. Otaczały ją pola i łąki pełne rozmaitych kwiatów, lecz wokół panowała wszechobecna cisza, tak nietypowa dla tych terenów, gdzie zawsze przynajmniej ptaki cicho śpiewały, krążąc nad jej głową. Wszystkie jej zmysły zaczęły krzyczeć ostrzegawczo, że coś jest nie w porządku. Zatrzymała konia i z lekkością zeskoczyła na ziemię, po czym pogładziła wierzchowca po jedwabistej szyi.
- Ciii... uspokój się - szepnęła wyprowadzając go z traktu.
Przywiązała wodzę do pobliskiego drzewa i rozpoczęła wędrówkę traktem na południe, gdzie bez wątpienia coś się stało. Już po paru minutach poczułą znaną jej woń - zapach krwi. Zeszła ze ścieżki i skierowała skradając się w stronę pagórka. Starając się narobić jak najmniej hałasu, wytęrzyła wszystkie zmysły i przycupnęła za kępką trawy na szczycie. Jej oczom ukazało się osiem trupów porozrzucanych w nieładzie, przy czym jednym z nich była młoda kobieta. Krew była wszędzie barwiąc szkarłatem zdeptane przez wierzchowce trawy.
Zatrzymała wzrok na młodym mężczyźnie, którego wzięła za trupa. Ruszał się. Poruszyła się niespokojnie, podczas, gdy on odwrócił się prędko kierując wzrok prosto na nią. Zamarłą z szeroko otwartymi oczami niezdolna do żadnej innej reakcji.
Ostatnio edytowany przez Cerxina (2012-08-01 11:11:54)
Offline
Minęło kilka dni. Akkarin pędził na koniu ze swoją niezłomną pewnością siebie. Jego czarne, powiewające na wietrze szaty, zawsze dawały mu poczucia wyższego stanu. Dawały mu egoistycznej pewności siebie, wytrzymałości. Prawie jak na prochach, z tą tylko różnicą, że nie był byle jakim chłystkiem. Co prawda, był zwykłym podróżnikiem, który przemierzył świat wzdłuż i wszerz, jego wysoki potencjał magiczny pozwalał na znacznie więcej. Czyżby był to potencjał niewykorzystany? Może. I choć z pewnością mógłby podpiec dupy tym cwaniakom z Rady swoimi ognistymi kulami i osiągnąć odpowiednią rangę; status społeczny nie uczynił tego. Wielka strata? Jest co prawda strasznym egoistą i zimnym skurwysynem, co by go kwalifikowało do odpowiedniego stołka politycznego. Dziwne postępowanie? Władza to władza, a ona sama w sobie jest jak niekontrolowana używka. Może po prostu nie lubi sztywnych tytułów? Kto wie.
Wieści na gościńcu rozpowszechniają się szybciej od rannego ptaka, a plotki już od dawna opowiadały o masakrze w lesie, podczas której w walce poległ nieznany nikomu rosły barbarzyńca. Ludzie uwielbiają takie opowieści, a póki tego wydarzenia nie zakryje inne, będzie poruszane cały czas, aż miejscowi pijaczyny się spiją na umór tanim trunkiem. I chociaż nie miał pewności czy Mat żyje, kierował się ku stolicy. Wiedział, że jeżeli przeżył, to siedzi w ciemny kącie jakieś karczymy i wzbudza ogień zainteresowania wśród chłopów. Poza tym, mag wykorzystał swój czas. Uruchomił stare kontakty - co prawda do samego miasta nie miał okazji wstąpić, to pojeździł po okolicznych wsiach i miasteczkach. Większość czasu spędził u dawnego znajomego, na którego przywykł wołać 'Miszczem'. Choć sam przydomek nie określał jego, jako sędziwego, starego łysego staruszka, toteż był łysy, tyle że z wyboru. W każdym razie, Akkarin dowiedział się wiele ciekawych rzeczy. Zapewne, jedną z ciekawszych jest przypowieść o najnowszym bohaterze miejscowym, który szybko awansował na status dowódcy, i jeździ z małym haremem w celu szerzenia dobroci i wzajemnej miłości. Przy odpowiednim rozegraniu można byłoby to wykorzystać, by rozwiązać chociaż niektóre problemy Mata. Jeżeli żyje. Jeżeli jednak nie, to właśnie same się rozwiązały.
Offline
Cześć, poGGadamy później, bo jestem zajęta GGadaniem z infobotem ; *
Wróćmy jednak do wydarzeń, kiedy Akk zmierzał dopiero na herbatkę u Miszcza, a Cerxina ujrzała po raz pierwszy Mata.
Łucznik zdawał się nie zwrócić uwagi, lub może nawet nie zauważyć kobiety stojącej na pagórku. Kątem oka dostrzegł ją co prawda, ale nie przejął się wcale - był w szoku, patrząc na otwarte jeszcze puste oczy Beowulfa i jego twarz wykrzywioną w grymasie.
Offline
Użytkownik
Cerxina potrząsnęła głową i z wahaniem skierowała się w ich kierunku. Poprawiła płaszcz i stanęła spoglądając nieufnie na łuk leżący obok mężczyzny. Odchrząknęła próbując zwrócić jego uwagę.
Offline
Cześć, poGGadamy później, bo jestem zajęta GGadaniem z infobotem ; *
Mat spojrzał na Cerxinę nieobecnym wzrokiem i mruknął:
- Mhm, aha, mhm. Dzień dobry. - przeniósł wzrok z niej z powrotem na ciało berserkera.
Offline
Użytkownik
Westchnęła przeciągle nachylając się lekko.
- Dzień dobry. Jestem Cerxina – odpowiedziała pewnym głosem, mimo, iż nie wiedziała, czego się może po nim spodziewać. Mężczyzna wyglądał na przybitego i nieobecnego, więc raczej nie stanowił dla niej zagrożenia. – Co się tu stało?
Offline
Cześć, poGGadamy później, bo jestem zajęta GGadaniem z infobotem ; *
I co ja mam powiedzieć, cholera?
- Bandyci. - Powiedział znów tym samym pustym głosem, i wskazał głową na ciała z których sterczały drzewce strzał.
Offline